W świątyni ustawiono drewniane krzyże. A przy nich znicze. Krzyże symbolizowały ofiary krwawej niedzieli sprzed 68 lat. W niedzielę w Łucku na Ukrainie wierni modlili się za Polaków zabitych przez UPA.
Danuta Opała urodziła się w miejscowości Rudnia. – Tamtej niedzieli nie poszliśmy do oddalonego o 5 km kościoła w Kisielinie, na mszę wybrał się za to brat mojej mamy z żoną – wspomina pani Danuta, która miał wtedy 8 lat. – Długo nikt nie wracał. W końcu się dowiedzieliśmy, że banderowcy spalili kościół i wybili wiernych.
Wśród zabitych byli jej wujek Stanisław Jączek z żoną Anielą. Na drugi dzień ukraińscy nacjonaliści okrążyli wioskę. Pani Danuta wraz z mamą, młodszą siostrą oraz babcią chciały uciec przez rzekę Turnię do miejscowości Wojnica. Wtedy z lasu wyskoczyło kilku uzbrojonych mężczyzn. – Nie wiem, dlaczego nas nie zastrzelili. – zastanawia się nasza rozmówczyni.
Zawróciły. Ale bez babci, która miała już swoje lata. Nie chciała dalej maszerować. Została zabita. Podobny los spotkał ojca pani Danuty, Bronisława Kraszewskiego, który został na gospodarstwie. Oddziały UPA zamordowały w sumie 120 mieszkańców Rudni i Żurawca. Po tych wioskach nie ma dziś śladu. W niedzielę pod krzyżem przypominającym miejsce kaźni pani Danuta złożyła kwiaty i zapaliła znicze.
– Nie ma pojednania bez wzajemnego przebaczenia – dodaje Walenty Wakoluk, prezes zarządu Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej na Wołyniu. – Oczyszczenie prawdą jest potrzebne zarówno Ukraińcom, jak i Polakom.
Potrzebę pojednania widzą też Ukraińcy. – Pojednanie między naszymi narodami jest potrzebne, ale nie dojdzie do niego bez prawdy, która jest czasem bolesna – powiedział Włodzimierz Osadczy z Centrum UCRAINICUM KUL.