Po cztery córeczki państwa Łabenckich w każdej chwili może przyjść kurator i zabrać je do pogotowia opiekuńczego. Tak postanowił sąd. – Za nic w świecie ich nie oddamy – zapowiadają rodzice, których wspierają rodzina i sąsiedzi.
Ale zdaniem sądu, rodzice zaniedbują pociechy.
– Od sierpnia 2008 r. mają ograniczoną władzę rodzicielską. Kurator stwierdził poważne nieprawidłowości – wskazuje Robert Kowalczuk, wiceprezes Sądu Rejonowego w Hrubieszowie.
Według sądu dzieci śpią w jednym łóżku, są niedożywione i zaniedbane, domownicy są na bakier z utrzymywaniem porządku.
W drewnianym domu na skraju wsi mieszkają jeszcze babcia i stryj dziewczynek. W sumie 8 osób.
– Jak mogę, tak im pomagam – zapewnia babcia Maria Łabencka, która ma 500 złotych renty.
Rodzina utrzymuje się z zasiłku i korzysta z pomocy opieki społecznej. – Czasami trafi się dorywcza robota, ostatnio wynajęli mnie do rąbania drzewa – mówi 38-letni Piotr Łabencki.
– Luksusów tam nie ma, ale jest miłość – podkreśla Anna Trochimowicz. – W tym domu nie ma na pewno pijaństwa, nikt się nad dziećmi nie znęca.
Nauczyciele chwalą dziewczynki.
– Są zdolne, dobrze się uczą, nie stwarzają problemów – mówi Janusz Wójcicki, dyrektor Szkoły Podstawowej w Hostynnem. – Wierzę, że dzieci zostaną w domu.
Już w listopadzie ub. roku sąd zdecydował o tymczasowym umieszczeniu dziewczynek w placówce opiekuńczej.
– Ale gdy szukano dla nich miejsca, rodzice zaczęli działać: odmalowali pomieszczenia, znalazło się miejsce do nauki, dzieci zaczęły regularnie chodzić do szkoły – opowiada Kowalczuk.
Widząc poprawę, sąd zmienił decyzję i umorzył sprawę. Ale w połowie marca znowu wydał postanowienie, bo – jak podnosił kurator – rodzice zaczęli żyć po "staremu”.
W związku z tym, że Łabenccy nie chcieli dobrowolnie oddać dzieci, sąd nakazał ich przymusowe odebranie.
Kurator w asyście policji może w każdej chwili pojawić się w Dobromierzycach. W przyszłym tygodniu ma się odbyć rozprawa w zastosowania innej formy ograniczenia władzy rodzicielskiej.
Jeżeli Łabenccy się zmobilizują, sąd będzie mógł po raz drugi umorzyć sprawę. Bo trzeciej takiej szansy rodzina może nie otrzymać.
– Oczekujemy od nich trwałej zmiany – ocenia Zofia Pietruk, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Werbkowicach.
– Przydałyby się nam płyty gipsowe, farby i tapety to byśmy wykończyli duży pokój. Założylibyśmy też wodę w mieszkaniu – zastanawia się Jan Łabencki, stryj dziewczynek. Żeby tylko ktoś chciał pomóc.
JEŚLI MOŻESZ POMÓC, SKONTAKTUJ SIĘ Z NASZĄ ZAMOJSKĄ REDAKCJĄ: TEL. 84 627 11 51 LUB MAILEM: WOJTOWICZ@DZIENNIKWSCHODNI.P.