Dokładnie 13,5 tys. złotych kosztowała 84-letniego mieszkańca Huty Komarów
(gm. Komarów Osada) wizyta eleganckiego pana "ze skarbówki”.
- Dzień dobry. Jestem pracownikiem urzędu skarbowego i mam dla pana dobrą wiadomość - zaczął rozmowę elegancko ubrany mężczyzna w wieku około 50 lat. Staruszek wpuścił gościa do mieszkania. O nic go nie pytał, nie żądał żadnych zaświadczeń. Posłusznie się wylegitymował i z zapartym tchem słuchał, że zostanie mu wypłacone wysokie odszkodowanie. Urzędnik postawił jednak warunek. - Zanim dostanie pan pieniądze, należy wpłacić tysiąc złotych - wyjaśnił nieznajomy.
Starszy pan szybko sięgnął do portfela. Wysupłał połowę żądanej kwoty. Nie miał problemu ze znalezieniem reszty. - Swoje oszczędności chował w domowej skrytce. Miał tam zgromadzone 13 tys. zł. Wyjął je, odliczył, ile należało i oddał "urzędnikowi” - opowiada komisarz Joanna Kopeć, oficer prasowy zamojskiej policji.
Wypełnili razem jakieś kwitki i pożegnali się. Na swoją należność gospodarz miał jakiś czas zaczekać. Dopiero sporo po wyjściu gościa zdał sobie sprawę, że razem z nim przepadła reszta jego pieniędzy. Wtedy o oszustwie powiadomił policję.
Wiadomo, że mężczyzna porusza się samochodem. Jest wysoki (około 185 centymetrów wzrostu), ma okrągłą twarz o ciemnej karnacji. Był ubrany w jasnoniebieską koszulę i szare spodnie.
Czy uda się go odnaleźć? Raczej mało prawdopodobne. Do dziś nie ma śladu po grupie oszustów, którzy na Zamojszczyźnie grasowali w marcu. Nabrali wtedy 3 starsze panie, od których wyciągnęli od 200 do 800 złotych. Podawali się za hydraulików, przedstawicieli firm ubezpieczeniowych, obiecywali nagrody.
Dlaczego są bezkarni? - Mają dobre rozpoznanie w terenie. Wiedzą, kogo wybrać sobie na ofiarę, no a najważniejsze, że szybko się przemieszczają. Z reguły nie wracają w to samo miejsce - wyłuszcza Kopeć. I po raz kolejny apeluje o rozwagę. Przed podobnymi przypadkami można się uchronić. - Po pierwsze, nie wpuszczajmy nieznajomych do mieszkań. A jeśli już, to poprośmy ich o jakiś dokument. Najlepiej jednak zaproponować, by gość przyszedł za godzinę. W tym czasie skontaktujmy się z instytucją, na którą się powołuję, a w razie wątpliwości z policją - radzi Joanna Kopeć.