Do tragedii doszło dzisiejszej nocy w Horodle (pow. hrubieszowski). Chwilę po interwencji policji 44-letni Bogdan Ł. oblał się benzyną i podpalił. Poważnie poparzony, w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Mimo wysiłku lekarzy, zmarł.
Mundurowi pojechali na miejsce. Pod wskazanym adresem zastali pijanego 44-latka i jego 23-letnią konkubinę, matkę 6-miesięcznej dziewczynki i 2-letniego chłopca. Kobieta była trzeźwa.
- Ale dzieci wyglądały na zaniedbane. Dlatego wezwano pogotowie i lekarz uznał, że należy je przewieźć do szpitala - opowiada Krystkowiak.
Ani matka maluchów, ani jej konkubent nie protestowali. Policja twierdzi, że oboje zachowywali się bardzo spokojnie. - Bogdan Ł. zaproponował w pewnym momencie, że pójdzie spać do mieszkającego w tym samym budynku brata. Wyszedł, a po chwili policjanci zauważyli ogień - ciągnie rzeczniczka.
Okazało się, że gdzieś na podwórku mężczyzna znalazł benzynę. Oblał się nią i podpalił. Płonął jak pochodnia. Mundurowi rzucili się mu na ratunek. Ugasili ogień. Karetka odwiozła 44-latka do szpitala.
- Stan pacjenta był naprawdę bardzo poważny. W wyniku podpalenia, miał poparzone ponad 70 procent powierzchni ciała. Robiliśmy, co tylko w naszej mocy. Zastosowaliśmy m.in. chłodzenie organizmu i antybiotykoterapię. Na próżno. Zmarł, nie odzyskawszy przytomności - mówi Jacek Piotrowski, lekarz dyżurny Oddziału Intensywnej Terapii szpitala w Hrubieszowie.
Dwoje dzieci 23-letniej konkubiny zmarłego nadal przebywa w szpitalu. - Ich stan ogólny jest dobry - mówi Stanisław Martyn, ordynator pediatrii. - Nie było konieczności stosowania jakiejkolwiek terapii. Wykonaliśmy im tylko podstawowe badania.
Matka dzieci jest z nimi cały czas na oddziale. Nie wiadomo jednak, kiedy chłopczyk i dziewczynka będą mogli wrócić do domu. - O tym najprawdopodobniej zadecyduje sąd - uprzedza ordynator Martyn.
Policja wyjaśnia tymczasem, dlaczego 44-latek zdecydował się na desperacki krok. - Nic nie wskazywało na to, że może chcieć targnąć się na swoje życie - zapewnia Krystkowiak.