Żarty się skończyły. Blisko 30 tys. złotych domaga się zamojska policja od rodziców 15-latka, który w zeszłym roku spalił radiowóz. Za kieszeń muszą się również trzymać najbliżsi 16-latka ze Zwierzyńca, który mundurowym puścił z dymem wysłużonego poloneza.
We wrześniu ub. roku w nocy mieszkanka zamojskiego bloku przy ul. Infułackiej poprosiła o interwencję, bo nie mogła sobie dać rady z awanturującym się mężem. Policjanci ruszyli na miejsce swoim trzyletnim oplem vivaro.
Samochód zostawili na osiedlowym parkingu i udali się pod wskazany adres. Rozrabiakę udało się uspokoić, więc funkcjonariuszom nie pozostało nic innego, jak zamknąć za sobą drzwi. Wychodząc z klatki schodowej zauważyli na parkingu kłęby dymu.
Palił się ich radiowóz. Pożar doszczętnie strawił wnętrze i wyposażenie samochodu, m.in. radiostację i mobilny termin przenośny z dostępem do baz danych. Straty oszacowano na ponad 100 tys. złotych. Podczas gaszenia pojazdu ucierpiał jeden z funkcjonariuszy; miał poparzoną rękę.
Ze wstępnych oględzin wynikało, że radiowóz został podpalony: ktoś wybił boczną szybę metalową wycieraczką do butów, wrzucił do środka butelkę z łatwopalną cieczą i podpalił.
Śledczy ustalili, że to sprawka 15-letniego gimnazjalisty. Sąd rodzinny postanowił umieścić go za to w zakładzie poprawczym, zawieszając wykonanie kary na dwa lata. Komendant zamojskiej policji domaga się przed sądem od rodziców chłopaka zapłaty prawie 30 tys. złotych.
– Początkowo kwota odszkodowania opiewała na ponad 106 tys. złotych, ale cześć pieniędzy udało się nam odzyskać poprzez zbycie niektórych podzespołów uszkodzonego radiowozu – mówi Kopeć.
Około 900 złotych będą musieli wysupłać również najbliżsi 16-latka ze Zwierzyńca, który dwa miesiące temu spalił radiowóz.
Wysłużony polonez miał wkrótce przejść na emeryturę. Po podpaleniu nie nadaje się do jazdy. Sprawca odpowie za to przed sądem rodzinnym, choć stróże prawa domagali się, by odpowiadał za swój czyn jak dorosły.