Ma 60 lat. Kawaler. Skończył pierwszą klasę podstawówki. Mieszka kątem, gdzie popadnie. Utrzymuje się z prac dorywczych i nie figuruje w żadnej bazie danych. Jan K. jest, ale jakby go nie było.
Miał nosa, bo na posesji 51-latka policjanci odnaleźli łupy. Przy okazji wylegitymowali mężczyznę, który kręcił się po podwórku. – Nie miał przy sobie dowodu osobistego – relacjonuje Justyna Popek, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie. – Powiedział, że nazywa się Jan K. i urodził się w 1946 r. pod Biłgorajem, ale tych personaliów nie można było zweryfikować w policyjnej bazie danych.
Bo ich tam nie było... Po śmierci ojca – jak opowiadał funkcjonariuszom – opuścił dom rodzinny i nigdy już do niego nie wrócił. Miał wtedy 14 lat. Wędrował od wsi do wsi, pracował dorywczo za łyżkę strawy i dach nad głową. Nigdy nie zabiegał o wyrobienie dokumentów, nie płacił składek. Nie założył rodziny, nie chodził do lekarza, nie leżał w szpitalu i – co najważniejsze – nigdy wcześniej nie wylegitymowała go policja. Ma matkę i przyrodniego brata, którzy od policjantów dowiedzieli się o tym, że Jan K. żyje.
I kradnie, bo wraz z Bogdanem M. podejrzewany jest o podprowadzenie rolnikowi sprzętu rolniczego. – Nie chce mi się w to wierzyć – dziwi się Janusz Mielniczuk, który od 16 lat sołtysuje w Starej Wsi. – Znam go od wielu lat. To spokojny człowiek i nigdy nie kombinował, tylko ciężko pracował. On całą gminę przeszedł już wszerz i wzdłuż. Nikt złego słowa o nim nie powie. Zarobi, zje, prześpi się i idzie dalej. Nigdy nie wszedł w konflikt z prawem.
Na razie Jan K. i Bogdan M. siedzą w policyjnym areszcie. Za kradzież grozi im do 5 lat pozbawienia wolności. – Sprawdzamy, czy jest to rzeczywiście Jan K., czy ktoś się tylko pod niego podszywa – mówi Popek. – Prawdopodobnie, po 46 latach, trzeba go będzie okazać do rozpoznania matce i bratu.
Dowód osobisty też by mu się przydał.