Żeby nie wracać za kratki, postanowił upozorować swoją śmierć. Razem z ojcem i siostrzeńcem wykradli z grobu ciało samobójcy i spalili je w samochodzie. Wcześniej Sławomir J. ubezpieczył swoje życie na 1 750 tysięcy złotych. Dzisiaj wszyscy zostali oskarżeni o znieważenie zwłok.
Za znieważenie zwłok grozi do dwóch lat więzienia, ale Sławomir J. odpowie dodatkowo przed sądem za starsze grzeszki.
Śledczy oskarżyli go o to, że po przerwie w odbywaniu kary nie powrócił do więzienia, a także o jazdę na podwójnym gazie mimo zakazu sądowego oraz krótkotrwałe użycie samochodu i porzucenie go w stanie uszkodzonym (Sławomir J. uciekając przed policją, wjechał do rowu – red.). I to właśnie za ten ostatni czyn grozi najsurowsza kara – do 8 lat więzienia.
Ani Sławomir J., ani jego ojciec nie odpowiedzą przed sądem za próbę wyłudzenia pieniędzy z ubezpieczenia. – Żaden wniosek o wypłatę odszkodowania nie trafił do ubezpieczycieli – wyjaśnia prok. Budzianowska.
Sprawcy przygotowywali się do przestępstwa, ale go nie popełnili.
O tej bulwersującej sprawie głośno było w całym kraju. Przypomnijmy, że 24 czerwca policja przyjęła informację o spalonym renaulcie pod Lubaczowem. W bagażniku znaleziono zwłoki bez głowy. Właściciel posesji, którym był 58-letni Jan J. z Różańca k. Tarnogrodu, stwierdził, że to zwęglone ciało jego 24-letniego syna. Świadczyć o tym miały złoty łańcuszek i obrączka.
Ale ta wersja wydawała się mało prawdopodobna. Ustalono, że w bagażniku spalono zwłoki 42-letniego samobójcy, które wykradziono z cmentarza w Łukowej. Sławomirowi J. pomagali ojciec i 18-letni siostrzeniec. Jeden z nich siekierą odciął głowę, by na podstawie analizy uzębienia policja nie odkryła mistyfikacji.
Wcześniej Jan J. rozsiewał plotki, że ukraińska mafia domaga się głowy jego syna. W ub. roku Sławomir J. trafił na 3,5 roku do więzienia za kradzieże i włamania, ale wkrótce otrzymał przerwę w odbywaniu wyroku. Do celi nie wrócił i zaczął się ukrywać.
Wymyślił plan: wysoko ubezpieczy życie i upozoruje swoją śmierć. Szukał podobnego do siebie z wyglądu człowieka, a w końcu wykradł ciało z grobu, podpalił samochód i czekał na swój pogrzeb oraz pieniądze.
Bo w różnych towarzystwach ubezpieczeniowych miał wykupione trzy polisy: na 1 mln, 550 tys. oraz 200 tys. złotych. Do ich odbioru upoważnił ojca. Po "pogrzebie” mieli się podzielić pieniędzmi. Sławomir J. zamierzał wyjechać zagranicę, by tam ułożyć sobie życie na nowo.
Sławomir J. przebywa za kratkami, jego ojciec opuścił areszt tymczasowy, a siostrzeniec odpowiadać będzie z wolnej stopy.