Hrebenne. PKP Linie Kolejowe SA chce na przejeździe w Hrebennem postawić betonowe zapory.
- Jeśli przejazd kolejowy zostanie zamknięty zostaniemy odcięci od świata - złości się Bogdan Grzywaczewski z Hrebennego. - Żeby się ze wsi wydostać, trzeba będzie jechać kilka kilometrów, aż pod samiutką granicę i łamać przepisy. Dlaczego? Bo od naszej strony wjazd na obwodnicę jest zamknięty. Decyzja PKP jest skandaliczna i niezrozumiała.
O tym, że PKP Linie Kolejowe SA chcą zamknąć przejazd kolejowy w Hrebennem miejscowi urzędnicy dowiedzieli się kilka miesięcy temu. Obok tej miejscowości wybudowano obwodnicę, a kilkaset metrów od przejazdu powstał na niej wiadukt. Jeżdżą tamtędy codziennie tysiące tirów. Jak napisał w piśmie do UG w Lubyczy Królewskiej Andrzej Matysiewicz z Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie, spółka "jest zobowiązana” do likwidacji przejazdu. Powód? Znajduje się on za blisko wiaduktu, co jest niezgodne z rozporządzeniem ministra transportu i gospodarki morskiej (muszą być od siebie nie bliżej niż o 3 km). Urzędnicy zostawili jednak mieszkańcom gminy światełko w tunelu. Bo likwidacja przejazdu nie jest przesądzona. Wystarczy, że zarządca drogi… "poniesie koszty związane z jego eksploatacją”.
- Kolej nie chce płacić i zamierza obarczyć tym innych - denerwuje się Jerzy Głąb, wójt gminy Lubycza Królewska. - To nie jest w porządku. Drogą, na której jest przejazd, administruje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ale po wybudowaniu obwodnicy ten obowiązek spadnie na nas. Gmina nie może przecież płacić za eksploatację przejazdu PKP. On nie jest on naszą własnością.
Wójt postanowił bronić przejazdu. Słał w tej sprawie pisma do PKP, organizował spotkania. Tłumaczył, że likwidacja przejazdu rozdzieli zwartą zabudowę wsi, miejscowi będą musieli poruszać się gruntową drogą, co wydłuży im dojazd do sklepów i szkoły o 2 kilometry, a na obwodnicę nie ma możliwości wjazdu z drogi lokalnej. - Gdy ten przejazd zostanie zlikwidowany, kilkadziesiąt osób zostanie odciętych od krajowej 17 - martwi się wójt. - Nie dojadą do Tomaszowa Lub. czy sąsiednich wsi.
Co na to kolejarze? - Uzgodniliśmy sprawę z samorządem, zanim powstał wiadukt i obwodnica. Dlatego teraz nikt nie powinien się dziwić - tłumaczy dyrektor Andrzej Matysiewicz. - Jeśli przejazd zostanie, będziemy ponosić straty. Pociągi muszą tam zwalniać, bo są m.in. ograniczenia prędkości. Ale jeszcze rozważymy tę kwestię. Ostateczne decyzje nie zapadły.