Sesję trzeba było przerwać, bo na wagary wybrało się aż ośmiu z 15 członków tyszowieckiej rady. Żaden z dezerterów nie potrafi sensownie wytłumaczyć swojego zachowania. - Miałem sprawę i musiałem wyjść - mówi Andrzej Wiśniewski, radny ze wsi Zamłynie. - Chciałem się usprawiedliwić u przewodniczącego, ale on już wtedy uciekł z sesji. Ale to nie była zorganizowana inicjatywa.
Wtóruje mu Teresa Gitner, radna z Tyszowiec. - Zadzwonił telefon i już mnie nie było... - tłumaczy. - Co tu mam wyjaśniać? I co się właściwie takiego stało?
Czwartkowe obrady RM Tyszowce zapowiadały się gorąco. Radni mieli zdecydować czy w gminie zostanie zorganizowane referendum w sprawie odwołania burmistrza Ryszarda Bartosza. W kwietniu radni nie udzielili mu absolutorium z wykonania budżetu za 2005 r. (głosowało za tym 8 osób). Uchwała w sprawie referendum miała być konsekwencją tej decyzji. Radni zarzucają burmistrzowi m.in., że wygospodarował 1 mln zł oszczędności (co nie jest złe), ale pieniądze leżą na koncie (to według nich "niegospodarność”). Obrady rozpoczęły się o godz. 12. Był komplet, czyli 15 radnych. Podczas sesji zachowywali się jak na jarmarku. Kłócili się, żartowali, gadali przez komórkowe telefony i wysłali SMS-y. Przewodniczący Paweł Kościołko czytał kolejne projekty uchwał, nie przejmując się tym, że nikt go nie słucha. Tuż przed podjęciem decyzji w sprawie referendum, zarządził pięciominutową "przerwę na papierosa”. Minęło 20 minut, a sala nadal świeciła pustkami. Wtedy wiceprzewodniczący Szczepan Jurkiewicz zaczął się niepokoić. W poszukiwaniu kolegów wybiegł nawet na korytarz. Jednak ślad po ośmiu radnych zaginął. Zwiał nawet przewodniczący. - Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - dziwił się Jurkiewicz. - Radni przysięgali przecież, że będą godnie spełniać obowiązki. A tu taki numer... Muszę przerwać obrady.
Nie wiadomo, co miał oznaczać ten sztubacki wybryk. Paweł Kościołko nabrał wody w usta. - Każdy za siebie odpowiada - "wyjaśniał” nam wczoraj. - Radni to dorośli ludzie. To nie była żadna demonstracja. Ja musiałem wyjść. Mówiłem o tym wiceprzewodniczącemu. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Ryszard Bartosz, burmistrz Tyszowiec, jest oburzony. - To kompromitacja - mówi. - Przewodniczący dyskredytuje funkcję publiczną. Na sesji nawet nie poinformował, że zamierza się ulotnić... Obraził mnie i innych gości.
Decyzję w sprawie referendum radni mają podjąć na kolejnej sesji. Nie wiadomo, kiedy będzie zwołana. Za uczestnictwo w obradach radni pobierają po 150 zł diety. Czy wobec uciekinierów zostaną wyciągnięte konsekwencję? - To pewne - zapowiada Jurkiewicz.