Zamość się korkuje. W godzinach szczytu przejechanie kilku ulic potrafi zająć godzinę.
- Do Zamościa ściągają "elki” z Tomaszowa Lubelskiego, Hrubieszowa i całego regionu - denerwował się na ostatniej sesji radny Wiesław Nowakowski. - Nic dziwnego, że ruch na ulicach się blokuje. Dlatego miasto powinno postarać się o decentralizację Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. To jakiś sposób, aby korki choć trochę rozładować.
O tym, że Zamość się korkuje radni debatują od miesięcy. Najgorzej jest na ulicy Lwowskiej (w okolicach hipermarketu), przy ul. Peowiaków (obok cmentarza), Wyszyńskiego i m.in. Partyzantów. Wygląda na to, że przestawianie strzałek, stawianie lub usuwanie znaków drogowych i m.in. zmiana organizacji ruchu na Starym Mieście nie pomagają.
Kto jest zatem winny? Okazuje się, że nietrudno takich znaleźć. Zdaniem kilku radnych, miasto korkują "elki”. W Zamościu jest kilkadziesiąt szkół nauki jazdy, a w całym regionie ponad setka. I ich liczba stale rośnie. Efekt jest taki, że po ulicach miasta krążą gromady pojazdów z zatrwożonymi kursantami w środku. Dodatkowo, sytuację komplikuje zamojski WORD, który codziennie egzaminuje grubo ponad 100 osób. Wybrańcy zamościan są tym zaniepokojeni.
Radny Marek Kudela (PO) wystąpił do prezydenta miasta z wnioskiem o ograniczenie ruchu "elek” w godzinach szczytu. Najgorzej według niego jest między godziną 7 i 8 oraz 14 i 16. Jednak odpowiedź magistratu była jednoznaczna. Drogi mamy publiczne i magistrat nie może szkołom jazdy niczego zakazać lub nakazać.
Czy jednak pomysł Nowakowskiego może się sprawdzić? Janusz Szatkowski, dyrektor zamojskiego WORD, zdaje sobie sprawę z uciążliwości, jakie wywołują "elki”, ale o decentralizacji nie myśli. - Biłgoraj stara się o to od lat, ale przepisy tego zabraniają - mówi Szatkowski. - Takie ośrodki mogą mieć miasta wojewódzkie lub takie, które są na prawach powiatów grodzkich. Mniejsze ośrodki nie mają odpowiednich skrzyżowań, obwodnicy itd. Szkolenie w nich nie ma sensu.
Co na to zamościanie? - Ludzie kupują coraz więcej aut i tego się nie powstrzyma - mówi 50-latek. - Nawet jeśli się ograniczy "elki”, to niczego to na dłuższą metę nie zmieni… Co zrobić? Trzeba więcej chodzić na piechotę.