Wiceszef lubelskiej policji, który we wrześniu spowodował wypadek drogowy, miał na urlopie czekać na wyniki prokuratorskiego śledztwa. Tak zarządził komendant główny policji. Ale Rodak go zlekceważył. Najpierw się rozchorował. A po kilku dniach wrócił do pracy. Główny zwierzchnik domaga się wyjaśnień.
- Czekamy na opinię biegłego, który oceni przebieg wypadku i wypowie się na temat tego, jak uczestnicy zdarzenia przyczynili się do jego zaistnienia - mówi Dorota Kamińska-Piluś, szefowa zamojskiej prokuratury. - Wszystko wskazuje na to, że to zastępca komendanta był sprawcą (wyjeżdżając z drogi podporządkowanej nie zatrzymał się przed znakiem stop, nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu i doprowadził do stłuczki - red.), ale z ostatecznym osądem czekamy do zakończenia śledztwa. Ewentualne zarzuty zostaną postawione nie wcześniej niż w połowie listopada.
Gdyby Rodak zastosował się do polecenia komendanta głównego Marka Bieńkowskiego, czekałby na prokuratorskie rozstrzygnięcia na urlopie. Ale tego nie zrobił. - Komendant skorzystał ze zwolnienia lekarskiego, zdaje się trzydniowego, po czym wrócił do pracy - poinformował nas wczoraj Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie. Stwierdził również, że Guzik nie podjął wobec Rodaka żadnych decyzji służbowych, bo "nie ma do tego najmniejszych możliwości prawnych”.
Dlaczego jednak zlekceważono polecenie zwierzchnika? Chcieliśmy to wyjaśnić u źródła. - Komendant wyszedł służbowo. Nie potrafię powiedzieć, o której wróci - usłyszeliśmy od sekretarki Rodaka.
Tak łatwo nie da się zbyć Marek Bieńkowski, komendant główny policji, który o zlekceważeniu przez podwładnych swojego polecenia dowiedział się wczoraj po naszej interwencji. - Komendant główny polecił komendantowi wojewódzkiemu w Lublinie złożenie wyjaśnień - zapewnił po rozmowie z Bieńkowskim jego rzecznik Zbigniew Matwiej. Lubelski szef policji Janusz Guzik na tłumaczenia ma czas do poniedziałku. Wczoraj był jeszcze za granicą.