Straty nie są wielkie. Twardy dysk, nagrywarka, kości pamięci i karta dźwiękowa zdemontowane z jednego z komputerów
Dyrektorka szkoły twierdzi, że żalu do swoich wychowanków nie ma, bo wyrazili skruchę. - Przyszli wszyscy do mnie, przeprosili za to, co się stało. Obiecali, że nic podobnego już się nigdy nie powtórzy - mówi Mirosława Marek, ale zaraz też dodaje, że kara nie ominie żadnego z 15-latków. Marek, Piotrek, Krystian i Krzysiek będą mieć obniżone oceny ze sprawowania. - Bo punkty karne za tego rodzaju zachowania przewiduje regulamin naszej szkoły - wyjaśnia dyrektorka.
Wczoraj chłopcy byli jeszcze przesłuchiwani, ale w lekcjach brali udział normalnie. Z resztą swojej klasy uczestniczyli też w specjalnej pogadance, którą zorganizowała w szkole policja. Na tym jednak nie koniec.
- Za swój czyn odpowiedzą wkrótce przed sądem dla nieletnich - zapowiada Arkadiusz Arciszewski, oficer prasowy hrubieszowskiej policji, która przedwczoraj namierzyła nastoletnich złodziejaszków.
Kiedy we wtorek po południu policjanci wkroczyli do mieszkań gimnazjalistów, chłopcy byli kompletnie zaskoczeni. Nie mieli szans, by się wypierać kradzieży, bo podzespoły wymontowane ze szkolnego sprzętu odnaleziono w ich domowych komputerach.
- Odzyskaliśmy wszystko, poza nagrywarką DVD, którą chłopcy podobno komuś sprzedali - wyjaśnia Arciszewski.
Z policyjnych ustaleń wynika, że czterej koledzy po raz pierwszy dobrali się do komputera jeszcze w grudniu. Najwięcej części wyjęli jednak z niego podczas zajęć w zeszłym tygodniu. Wcześniej sprzęt się tylko zawieszał. Tym razem kompletnie padł. Ściągnięty we wtorek do szkoły informatyk odkrył poważne braki. Wtedy sprawą zajęła się policja.
Co ciekawe, do kradzieży nie doszło w wyniku włamania, a chłopcy nie buszowali po szkole nocą, kiedy nikogo w niej nie było. Dekompletowali komputer podczas lekcji. Jak to możliwe? - Podzielili się rolami. Jedni mieli za zadanie zagadać nauczyciela i odwrócić jego uwagę, reszta majstrowała przy komputerze - wyłuszcza Arciszewski.
Dlatego dyrektor Marek nie ma nauczycielowi nic do zarzucenia. - Bo trudno mieć oczy dookoła głowy, zwłaszcza jeśli pracuje się z 20-osobową grupą. Ta osoba na pewno nie zostanie ukarana. To się mogło zdarzyć każdemu - twierdzi dyrektorka.