Lekarze, którzy po pijanemu pełnili dyżur w pogotowiu, nie odpowiedzą przed sądem za narażenie pięciolatka.
Jesienią ub. roku 5-letni Karol dostał w nocy duszności. Rodzice zadzwonili po karetkę. Od 48-letniego lekarza Andrzeja R. czuć było alkohol (miał w 1,23 promila). Na miejsce wezwano drugi ambulans, ale 47-letni Piotr K. też był pijany (1,22 promila). Policja odwiozła dziecko do szpitala, gdzie zdiagnozowano nieżyt górnych dróg oddechowych.
Biegły w dziedzinie pediatrii nie był w stanie ocenić, czy stan zdrowia małego pacjenta pogorszył się od momentu podjęcia działań przez pijanych lekarzy, dlatego prokuratura umorzyła śledztwo (wcześniej dyrektor szpitala zwolnił obu lekarzy z pracy w pogotowiu, a sąd lekarski ukarał ich naganami). Z takim obrotem sprawy nie mógł pogodzić się 31-letni ojciec Karola.
Zarzucił prokuraturze, że potraktowała pijanych lekarzy jedynie jako świadków. Podnosił, że zwleka ze skierowaniem wniosków do sądu grodzkiego o ich ukaranie za wykroczenia: wykonywanie czynności zawodowych w stanie nietrzeźwości, spożywanie alkoholu w miejscu pracy oraz wywołanie zgorszenia w miejscu publicznym. Tego ostatniego wybryku miał się dopuścić Piotr K., załatwiając na izbie przyjęć potrzebę fizjologiczną do umywalki.
- Zażalenie nie zostało uwzględnione i zaskarżone postanowienie zostało utrzymane w mocy - poinformował nas sędzia Robert Bizun z sądu w Tomaszowie.
Decyzja jest prawomocna, co oznacza, że lekarze będą mogli starać się o przywrócenie do pracy w pogotowiu. Ojciec dziecka nie kryje rozczarowania.
- Kiedy sprzątaczka przyjdzie pijana do roboty, zwalnia się ją od ręki. A lekarze mogą popijać, choć mają o wiele bardziej odpowiedzialną pracę.
Leszek Wójtowicz