Mieszkanka bloku przy ul. Wyszyńskiego w Zamościu ma dosyć arogancji urzędników i "fachowców” ze Spółdzielni im. Jana Zamoyskiego.
- Brakuje słów na to, co się na osiedlu dzieje - złości się Henryka Adamska, mieszkanka bloku nr 45 przy Wyszyńskiego. - Moje interwencje, prośby i błagania nie odnoszą skutku. Człowiek ma tutaj wrażenie, że bije głową w mur.
Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Zamoyskiego powstała w 1982 r. W czasach PRL-u, budynki które tam wybudowano, były uważane za luksusowe. Chodzi głównie o bloki na tzw. osiedlu PR-5 (przy ul. Zamoyskiego). Wyglądały one inaczej niż standardowe w tamtych czasach "klocki” z wielkiej płyty. Miały zróżnicowane kształty, mieszkańcy parterów mogli uprawiać przed balkonami ogrody, a zieleń była zaplanowana.
- Te czasy już dawno minęły - skarży się jedna z mieszkanek osiedla. - Bloki są w większości nieocieplone i coraz bardziej obskurne. Zaczynają się sypać.
Podobnie jest z chodnikami i placami zabaw. Wiele ścian wandale upstrzyli paskudnymi mazajami. Inne spółdzielnie lepiej sobie radzą. U nas jest kiepsko.
Henryka Adamska mieszka w ok. 43-metrowym mieszkaniu. Płaci za nie czynsz w wysokości prawie 400 zł. Uważa, że to zdecydowanie za dużo.
- Piwnice w naszym bloku są brudne, pełne śmieci, opakowań budowlanych, butelek i rupieci - tłumaczy. - Większość z nich składają krnąbrni mieszkańcy. Wielokrotnie je sprzątałam, bo mnie rażą. Ale już nie daję rady. Prosiłam o pomoc w spółdzielni. Przecież są administratorami. Bez reakcji. Za co więc te czynsze płacimy? To dla mnie zagadka.
Kilka dni temu Zakład Remontowo-Konserwacyjny przy SM im. Zamoyskiego zakończył remont balkonów w bloku 45 przy Wyszyńskiego. Henryka Adamska przyglądała się temu ze zgrozą. - Robotnicy nie położyli przy bloku żadnych folii i zabezpieczeń - wspomina kobieta. - Cement sypał i lał się im się po moich kwiatach. Zniszczyli je. A potem to, co pozostało, wylali pod krzewy. Prosiłam ich, żeby uważali. I nic. Jak tak można?
Chcieliśmy to wyjaśnić w spółdzielni. Jej prezes Waldemar Władyga był wczoraj nieuchwytny. - Jest teraz na wypoczynku i byłoby niestosowne, gdyby gazety czy… jakaś telewizja go w tym czasie niepokoiły - usłyszeliśmy od jego sekretarki. - Nikt z członków zarządu także nie zechce z panem przez telefon rozmawiać. Tym bardziej że są właśnie na ważnych spotkaniach.
- Mnie to nie dziwi - kwituje pani Henryka. - W spółdzielni zawsze mają ważniejsze sprawy niż wysłuchanie mieszkańców. Podobnie jest jak widać z mediami. Urzędnicy zajmują się głównie windykacją należności. Działają niewiele.