Pomieszczenia zajmowane przez organizację zajął komornik, ale szef komitetu postanowił tam jeszcze wrócić. Teraz grozi mu do roku więzienia za "naruszenie miru domowego”.
RKOZB działał w pomieszczeniu przy ul. Kościuszki od 1992 r. Organizacja nie płaciła za swój lokal ani grosza. Nie musiała tego robić, bo miała "zezwolenie” od poprzedniego burmistrza Stefana Oleszczaka.
To się zmieniło. Janusz Rosłan, burmistrz Biłgoraja domagał się aby RKOZB opuścił budynek, bo UM chciał budynek wyremontować (miasto jest jego właścicielem).
To wiązałoby się z opuszczeniem budynku przez komitet. RKOZB się na to nie godził. UM skierował sprawę do sądu i wygrał w dwóch instancjach. Członkowie komitetu budynku nie opuścili. Dlatego pod koniec września odbyła się egzekucja komornicza.
Pomieszczenie zamknięto. Zostały w nim jednak biurka, maszyny do pisania i odezwy organizacji. Burmistrz obiecał, że wszystko zostanie odpowiednio zabezpieczone.
W piątek jednak Marian Jagusiewicz do pomieszczenia powrócił. Nie przeszkodził mu w tym… zamek w drzwiach.
– Sprawa będzie wyjaśniana pod nadzorem prokuratury – mówi Wardach. Mężczyznom grozi do roku pozbawienia wolności za naruszenie miru domowego.
Próbowaliśmy się skontaktować z przewodniczącym, ale był nieuchwytny.
Czy UM zamierza składać w tej sprawie doniesienie? – Zastanawiamy się nad tym – ucina burmistrz Rosłan. – Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć.
Co na to biłgorajanie? – Nie jestem zwolenniczką komitetu, ale mogę to zachowanie zrozumieć – mówi 30-letnia kobieta. – Członkowie komitetu to są głownie starsi ludzie. A starych drzew się nie przesadza. Sentyment wziął górę nad rozsądkiem.