Leczenie pacjentów było prawidłowe, a zakażenie posocznicą nie miało związku z pobytem w tomaszowskim szpitalu. Tak uznali śledczy i umorzyli śledztwo w tej sprawie.
Matka powiadomiła śledczych o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Poszkodowanych zaczęło przybywać. Ze względu na wagę sprawy, skalę zakażeń i skomplikowany charakter postępowania sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Zamościu. Wnikliwie przyjrzała się 58 przypadkom zakażeń w tomaszowskim szpitalu, do których doszło w latach 2003-2006.
- W 10 przypadkach mieliśmy do czynienia z sepsą, w pozostałych nie można było stwierdzić, że była to właśnie ta choroba. Nie doszukaliśmy się jednak nieprawidłowości w leczeniu i zaniedbań natury sanitarno-higienicznej na oddziałach dziecięcym i wewnętrznym - informuje Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu, która nie stwierdziła przestępstwa i tym samym wczoraj umorzyła śledztwo.
Opinie biegłych z dwóch ośrodków, czyli Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, są spójne. Wynika z nich, że leczenie pacjentów było prawidłowe, a zakażenie posocznicą nie miało związku z ich pobytem w tomaszowskim szpitalu.
Dyrekcja tego ostatniego od początku podtrzymywała, że nie dochodziło tam do zakażeń. - My nie zarażamy sepsą, ale ją leczymy. Wynika to z profilu naszej placówki. Na dwa oddziały zakaźne naszego szpitala, dla dorosłych i dla dzieci, trafiają pacjenci z całej Zamojszczyzny i części Podkarpacia. Także ci z sepsą - powiedział nam Andrzej Kaczor, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Tomaszowie Lubelskim.
Postanowienie o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocne.