Dwa podejścia zakończyły się fiaskiem. - Za trzecim razem zbierzemy wymaganą liczbę podpisów, doprowadzimy do referendum i odwołamy Lecha Bojko - mówią przeciwnicy wójta gminy Werbkowice.
- Ja niczego się nie boję, pracuję normalnie, mamy demokrację, dlatego moi przeciwnicy mogą chodzić po całej gminie i zbierać podpisy poparcia - mówi Lech Bojko, który od dwóch lat rządzi gminą Werbkowice. - Ale trzeba postępować zgodnie z prawem. Każda akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o moje odwołanie jest odrębnym postępowaniem - dodaje.
Za pierwszym razem niezadowolonym stylem jego rządzenia mieszkańcom nie udało się zebrać wymaganej liczby głosów. Druga próba, którą zakończyli niedawno, również spaliła na panewce. - Zebraliśmy 800 podpisów, czyli o 40 za mało - mówi Julian Rumuński z Kolonii Hostynne, który stoi na czele komitetu ds. referendum. - Jeszcze w tym tygodniu poinformujemy wójta o kolejnym zamiarze jego odwołania w drodze referendum, a następnie przystąpimy do uzupełniania podpisów.
Ale żadnego dopisywania pod ostatnią listą nie będzie. Podpisy poparcia - jak słusznie zauważył wójt - trzeba zbierać od nowa. - Taka jest procedura - przyznaje Anna Chrzan, dyrektor delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Zamościu. - Na zebranie 841 podpisów inicjatorzy będą mieli 60 dni. Muszą dokładnie określić we wniosku cel referendum.
Dlaczego trzeba odwołać wójta? - Bo za jego rządów gmina pozbyła się szkół podstawowych w Honiatyczach i Podhorcach, co wywołało ostre protesty tamtejszych mieszkańców - podnosi Rumiński. - Przez dwa lata gmina nie pozyskała ani grosza z funduszy unijnych. To świadczy o niezaradności wójta, który co miesiąc bierze bardzo wysokie jak na taką gminę pobory, ale nic nie robi.
Lech Bojko spokojnie podchodzi do nowej starej sytuacji. - Gmina ma wiele potrzeb, ale mało pieniędzy na ich realizację - mówi. - Nasze działania są długofalowe. Na ich efekty trzeba poczekać.
W gminie Werbkowice uprawnione do głosowania są 8403 osoby. Pod wnioskiem o odwołanie wójta musi podpisać się 10 proc. wyborców. Aby referendum było ważne, do urn musiałoby pójść 2214 osób. - Chciałbym zwrócić uwagę, że koszty referendum pokrywane będą z budżetu gminy - zaznacza Lech Bojko.