Tylko 1,1 proc. Taką niziutką frekwencję odnotowaliśmy o godz. 17 w Mirczu. Rolnicy w całej Polsce wybierali w niedzielę swoich przedstawicieli do izb rolniczych.
– Byłem na wyborach, ale nie głosowałem – mówi Lech Szopiński, wójt gminy Mircze, który wcześniej zaczął bojkotować wybory.
Według niego samorządy gminne nie powinny wydawać dodatkowych pieniędzy na organizację wyborów do izb rolniczych.
– Sporządzanie spisów wyborców to dodatkowa praca dla naszych urzędników, którzy nie otrzymują za to żadnego wynagrodzenia – podtrzymuje swoje stanowisko Szopiński.
Przypomina, że od początku istnienia izb rolniczych, czyli od 1995 roku, samorządy są zobowiązane do odprowadzania na rzecz izb 2 proc. dochodów otrzymanych z tytułu podatku rolnego. W przypadku gminy Mircze rocznie jest to kwota 32–35 tys. złotych.
– Te pieniądze można by było przeznaczyć na realizację faktycznych potrzeb mieszkańców, zwłaszcza że w ciągu ostatnich kilku lat nie przypominam sobie, by izba lub jej delegaci pomogli rolnikom lub samorządom rozwiązać jakiś problem – mówi wójt Mircza.
Frekwencja wszędzie szwankowała. W gminie Miączyn na 3,6 tys. uprawnionych w niedzielnych wyborach wzięło udział 185 osób.
– Do sporządzenia list wyborców wykorzystaliśmy bazę płatników podatku rolnego – informuje wójt Józef Długosz.