Biłgorajski szpital ma kolejnego nowego dyrektora i stare długi
i Terenów Zielonych.
Nowy szef służby zdrowia w powiecie biłgorajskim mówi, że chce ratować szpital. Na razie analizuje sytuację, przegląda dokumenty, rozmawia z bankami. - Nie przyjechałem tutaj z teczką pełną pieniędzy - mówi dyrektor Tadeusz Cieślak. - To będzie walka o przetrwanie, która pewnie mocno zaboli, tym bardziej że nie robiono tego na bieżąco. Mimo złej sytuacji ekonomicznej szpitala widzę jednak szansę na jego uratowanie.
Dyrektor uważa, że podjął słuszną decyzję przyjmując stanowisko szefa ZOZ w Biłgoraju. Zapewnia, że nie boi się wielomilionowego długu. - Strach nie ma tu nic do rzeczy. Decydować musi wiedza oraz umiejętność wytłumaczenia załodze i związkom zawodowym, że pewne rozwiązania są konieczne - wyjaśnia Cieślak. Innego zdania są pracownicy szpitala. Boją się kolejnej redukcji kosztów, która może oznaczać zwolnienia. Tuż po objęciu stanowiska przez nowego szefa pojawiły się pogłoski, że z pracą rozstanie się 100 osób. - To plotka. - stanowczo stwierdza dyrektor. - Jeszcze nie wiem czy będą zwolnienia, jestem tu dopiero kilka dni, poznaję sytuację.
Personel traci jednak zaufanie do stale zmieniających się dyrektorów. - Każdy nowy dyrektor był gorszy od swojego poprzednika. Ten jest już chyba ósmy. Zanim nowy dyrektor zapozna się z placówką i ludźmi mija kilka miesięcy. Zmiana dyrektora przyszła w nieodpowiednim czasie, niedługo trzeba składać dokumenty na nowy kontrakt - mówią pracownicy i zarzucają Tadeuszowi Cieślakowi, że nie ma pojęcia o służbie zdrowia. W tej chwili trudno stwierdzić, czy ich obawy są słuszne. Czas pokaże, czy szpitalowi potrzebny jest teraz dyrektor-lekarz, czy dobry menedżer. Do pełnienia tej drugiej funkcji dyrektor Cieślak jest z pewnością dobrze przygotowany. Studia menedżerskie i egzamin dla członków rad nadzorczych na pewno pomogą, ale czy okażą się wystarczające by uratować szpital?