Jest lekkim, kompaktowym monitorem płodu, wykorzystywanym w drugim etapie porodu. Kosztował ponad 8,5 tys. zł i przez ponad rok nie było z niego pożytku, bo brakowało odpowiedniego papieru...
Sprzęt trafił na oddział ginekologiczno-położniczy. Gałecki, który jest ginekologiem i pracuje w hrubieszowskim szpitalu, zwrócił się do burmistrza z wnioskiem, by „podjął próbę sprostowania tej informacji”. – Ktoś przedstawia nas w niekorzystnym świetle, cierpi na tym wizerunek miasta – argumentował szef RM, który jest oficjalnym kandydatem PiS na burmistrza Hrubieszowa.
Na sali obrad zrobiło się zamieszanie. Wywołana do tablicy radna Łucja Watras-Czapka, która zasiada w Radzie Społecznej SP ZOZ, stwierdziła, że nie było takiego zarzutu. – To obecność Marka Katy (w Radzie Społecznej SP ZOZ – red.) spowodowała, że jakieś dziwne informacje zostały przekazane – stwierdziła radna.
Związany z PiS Kata, który jest wiceprzewodniczącym RM i od niedawna zasiada w Radzie Społecznej SP ZOZ, nie zajął stanowiska. „Dziwne” informacje tymczasem lotem błyskawicy rozniosły się po Hrubieszowie. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Urząd Miasta kupił kardiotokograf do badania tętna płodu w marcu ub.r. Ponad 8,5 tys. zł wysupłano z Miejskiego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. – Myśmy zamówili, kupili, a następnie przekazali sprzęt na wyraźne życzenie SP ZOZ – mówi Marta Mazek, rzecznik prasowy hrubieszowskiego magistratu. – Burmistrz nie będzie niczego prostował.
A Tadeusz Garaj, dyrektor SP ZOZ w Hrubieszowie, nie chce niczego komentować. Jak się nam udało ustalić, sprzęt nie był użytkowany przez ponad rok, bo brakowało odpowiedniego papieru do rejestracji zapisów. W końcu się znalazł i od miesiąca kardiotokograf już pracuje.
– To bardzo ważny sprzęt – mówi Mirosław Ścibor, p.o. ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego hrubieszowskiego szpitala.
W ub.r. na świat przyszło tam prawie 500 noworodków.