Najpierw był potężny huk i drewniana chałupka zatrzęsła się w posadach. Chwilę później w jej wnętrzu stała potężna ciężarówka. Całe szczęście, że trzyosobowa rodzina spała w drugiej części budynku. Inaczej nie mieliby szans na przeżycie.
Z niewielkiej, drewnianej, chałupki została ruina. Ale domownikom, na szczęście, nic się nie stało. - To straszne. Jednej ściany w ogóle nie ma, a w środku wszystko popękało. Nawet płytki w łazience się poprzesuwały - żali się pani Irena. Jej syn, cały ubiegły rok poświęcił na wyremontowanie tego domu dla siebie, żony i pięcioletniej córki. - Nawet nie potrafię policzyć, ile pieniędzy mi na to poszło - mówi Adam Mikliński. - Jeszcze w zeszłym tygodniu kładłem listwy. Teraz nie ma nawet czego remontować.
Trudno się dziwić, bo ciężarówka, którą 31-letni Ukrainiec wiózł z Czech bankomaty ważyła prawie 20 ton. - Kierowca był trzeźwy. Z zapisu tachografu wynika, że nie przekroczył dopuszczalnej na tym odcinku prędkości 30 kilometrów na godzinę - relacjonuje podinspektor Anna Krystosik, oficer prasowy biłgorajskiej policji. Jezdnia była jednak ośnieżona. Prawdopodobnie dlatego kierowca, skręcając w lewo, stracił panowanie nad samochodem, zjechał na prawe pobocze i wylądował na bocznej ścianie budynku.
Wiadomo, że transport, który miał trafić na Ukrainę był ubezpieczony. Wczoraj nie udało nam się jednak ustalić, czy rodzina Miklińskich wykupiła polisę na swój dom. Od tego zależy m.in. to, jakiej pomocy poszkodowanym udzieli samorząd Biłgoraja.
- Chcemy przede wszystkim zapewnić im dach nad głową. Szukamy mieszkania zastępczego. To nie będzie łatwe, bo miasto nie dysponuje w tej chwili żadnymi wolnymi lokalami. Postaramy się tę sprawę załatwić, tak szybko jak się da - obiecuje Janusz Rosłan, burmistrz Biłgoraja. Do tego czasu Adam Mikliński z rodziną ma mieszkać u swoich rodziców.