Rozmowa z prof. Kazimierzem Głowniakiem, dziekanem Wydziału Farmaceutycznego lubelskiego Uniwersytetu Medycznego
• Mamy coraz dłuższe kolejki do lekarzy i coraz droższe leki. Czy jest na to rada?
Przekonujemy też decydentów, m.in. w Komisji Zdrowia, że nierówność wobec pacjentów nikomu nie służy i leki w małej wiejskiej aptece nie mogą być droższe niż w dostającej upusty z racji większych obrotów wielkomiejskiej sieci. Stałe ceny na leki refundowane i na receptę przeciwdziałałyby nieuzasadnionym wyciekom pieniędzy z coraz chudszych kieszeni pacjentów i budżetu.
• Leki naturalne - jak słyszymy - często są lepsze od syntetyków dla naszego zdrowia, nie mówiąc o kieszeni. Czy dlatego nauka o surowcach roślinnych i sposobach korzystania z nich w leczeniu jest jednym z głównych kierunków pana zainter
• Ale mamy dość bogate tradycje wspomagania naszego zdrowia tym, co oferuje nam natura...
Tak jest z wieloma lekami roślinnymi. Ale by je upowszechnić, leki roślinne powinny mieć swoje sklepy - trzeba je wyprowadzić z bazarów - a w aptekach jest dla nich za mało miejsca.
Trzeba też wiele o nich wiedzieć, m.in. to, że muszą być podane w odpowiednim etapie choroby. Później już pomagają tylko syntetyki.
Wiem to nie tylko z książek, dwójkę z czwórki swoich dzieci wychowałem bez antybiotyków.
• Rozszerza pan tę wiedzę kierując Katedrą Farmakognozji z Pracownią Roślin Leczniczych?
Ale akurat to nic nowego. Górale podhalańscy od lat leczą się nalewką sporządzaną na korzeniu tej rośliny: dźwigoniówką lub litworówką. Sławny likier kartuzów (Chartreuse) był również produkowany na spirytusowym wyciągu ze świeżego korzenia arcydzięgla, barwiony zaś wyciągiem z kwiatu czarnej malwy. Jest też składnikiem czeskiej Becherovki.
Maria Balicka