W dzisiejszym ponurym świecie brakuje optymistycznych opowieści. Kradzież, morderstwo, pijany kierowca, porzucone dzieci - o tak! Takich tematów nie brakuje! Mam wrażenie, że pozytywne wiadomości na nikim już nie robią wrażenia. Postanowiłam opowiedzieć swoją historię, na przekór wszystkiemu!
Miesiąc temu trafiłam nagle do powiatowego szpitala. Był to dla mnie, osoby aktywnej zawodowo i dbającej o swoje zdrowie, totalny szok. Jeszcze większym szokiem była diagnoza, która wykluczała mnie na ze „starego” życia i skazywała na wiele miesięcy leczenia w szpitalu. Jednak to, czego doświadczyłam od personelu, dopiero było prawdziwym szokiem. Miałam wrażenie, że począwszy od salowej, poprzez pielęgniarki, a skończywszy na ordynator oddziału, stwarzam wszystkim problem. Specjalnie zachorowałam i bezczelnie leżę na łóżku, a oni wszyscy muszą się mną zajmować. Ktoś powie, że przesadzam, że „księżniczka” myślała, że wszyscy będą się martwić i nadskakiwać!? Też tak myślałam, ale za kilka dni przekonałam się, że jest inny, normalny świat.
„Podejdzie, czy przynieść?”, „na kocu się nie leży, bo chce kupić nowy rezonans, a nie nowe koce!”, „patrzcie, a ona znowu chodzi i roznosi zarazki!”, „nie wiem, gdzie jest lekarz, nic nie poradzę”, „nie pomogę dzisiaj, bo nie mam sekretarki’, itd…
Oczywiście byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie dostrzegała starań młodego lekarza, bardzo sympatycznego pielęgniarza (początkujący, więc jeszcze nie zepsuty) i nielicznych uśmiechniętych pielęgniarek!
Diagnoza była tak szokująca, że na wszelki wypadek postanowiłam, że sprawdzę u jeszcze jednego lekarza. I tak trafiłam na Oddział Chorób Płuc i Gruźlicy Szpitala im. Jana Bożego w Lublinie przy ulicy Herberta 21. Już podczas przyjmowania byłam lekko zdziwiona. Pielęgniarka żartowała ze mną, tłumaczyła wszystko cierpliwie. Ba! Nawet mnie komplementowała! No szok po prostu! Gdzie ja trafiłam? Potem rutynowe spotkanie z lekarzem prowadzącym i znowu to samo! Pani doktor uśmiechnięta, grzeczna, rozmawiała ze mną jak z równym partnerem, a nie jak, przepraszam za określenie, z przygłupem, który nic nie rozumie!
Pielęgniarka zaprowadziła mnie na salę: „proszę się rozgościć”, „tutaj pani ma szafkę”, „proszę się wygodnie ulokować”, itd…
A potem było już tylko lepiej! Na wszystkie badania chodziłam z pielęgniarką, która informowała mnie o wszystkim, tłumaczyła, zapraszała! Pierwszy obiad i kolejny szok! „Tak bardzo mi przykro, ale dzisiaj dostanie pani tylko zupę”. Czułam się oszołomiona! Ktoś mnie przeprasza! Szybko się przekonałam, że słowa „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, „dzień dobry” obowiązują tutaj wszystkich, począwszy od salowej, a skończywszy na pani ordynator. I znowu ktoś powie, że przesadzam?! O nie! Podkreślali to wszyscy pacjenci.
Kolejnego dnia miałam bardzo ważne i trudne badanie. Czekałam zdenerwowana na sali, chodziłam po korytarzu modląc się i ściskając różaniec. Nie było ani jednej osoby z personelu, która przechodząc nie zwróciłaby się do mnie z serdecznym słowem pocieszenia: „niech się pani nie martwi, zaraz będzie po wszystkim”, „proszę się nie denerwować, to nie boli”, „już niedługo”, itd…
Pobyt na Oddziale Chorób Płuc i Gruźlicy Wojewódzkiego Szpitala im. Jana Bożego w Lublinie przy ulicy Herberta 21 przywrócił mi wiarę w służbę zdrowia, w jej zaangażowanie, poświęcenie, oddanie i serce. Przywrócił mi coś jeszcze – wiarę w drugiego człowieka, którego traktujemy z szacunkiem, poważnie, z godnością, tak „zwyczajnie”!!! Tak, jak chcielibyśmy, żeby ktoś kiedyś nas tak samo potraktował! Bardzo serdecznie dziękuję całemu personelowi tego oddziału!!!
Od totalnej znieczulicy, po pełne poświęcenie! Taka była moja szpitalna historia, którą przeżyłam w ciągu miesiąca. I nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że to wina pacjentów, że potrafią być okropni, niegrzeczni! Że brakuje personelu, że są słabo opłacani.
Albo jest się człowiekiem zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności, albo nie!
To prawda, że obok nas jest inny świat. Każde z tych miejsc tworzą LUDZIE!!! Albo ludzie!!!
„To co robimy dla siebie umiera razem z nami, a to co robimy dla innych jest wieczne” (Albert Einstein)
* imię i nazwisko do wiadomości redakcji