Kocham ciuchlandy! Ale pamiętam, że gdy byłem dzieckiem i mama zabierała mnie do lumpeksu, to bardzo się tego wstydziłem – rozmowa z Sylwestrem Iżowskim, współwłaścicielem sklepu z tzw. tanią odzieżą „Różana szafa”.
Nie ukrywam, że pana firma jest dla mnie zaskoczeniem. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mężczyźni zakładali „ciuchland”. Skąd na to pomysł?
- Kocham ciuchlandy! Ale pamiętam, że gdy byłem dzieckiem i mama zabierała mnie do lumpeksu, to bardzo się tego wstydziłem. Na szczęście te czasy dawno już minęły. Dzisiaj lumpeksy są cool, są modne. To życie w stylu zero waste i zamiłowanie do mody sprawiło, że założyliśmy sklep z tanią odzieżą.
Współwłaścicielem „Różanej szafy” także jest mężczyzna. A kto sprzedaje, doradza?
- Sklep prowadzę z Bartoszem Marczewskim. To właśnie jego nasze klientki i klienci mogą spotkać w sklepie. I jego mogą się doradzać, bo z całą pewnością wie, co mówi. Ma wieloletnie doświadczenie zdobyte jako asystent przy sesjach modowych. To bardzo korzystnie wpływa na to, jakie ubrania doradza naszym klientom.
Pan też ma w pracy łatwiej, bo zajmuje się także fotografią i malarstwem? Blisko stamtąd do mody?
- Bardzo blisko! Na czas otwarcia „Różanej Szafy” trochę odsunąłem na bok moje pozostałe zajęcia, ale gdy przychodzi do nas super towar, widzę te wzory, kolory, kroje ubrań, to czuję się w swoim żywiole. Tam też nie jestem w stanie przestać tworzyć. A poza sklepem właśnie przygotowuję wystawę 10 obrazów w większości inspirowanych ubraniami z naszego sklepu. Już niedługo będzie można ją oglądać w “Piwnicy Galerii Labirynt”.
Kolejne zaskoczenie związane z „Różaną szafą” to dla mnie czas otwarcia sklepu. Startowaliście w czasie epidemii. To dobry moment na zakładanie działalności?
- Uważamy, że to najlepszy moment na wystartowanie sklepu z tanimi ubraniami. Pandemia prawie wszystkim dała w kość, każdy szukał oszczędności. U nas można ubrać się tanio i modnie. Dzięki cotygodniowym wtorkowym i środowym wyprzedażom, niektóre ubrania można kupić w kosmicznie niskich cenach.
Po kilku miesiącach działalności możecie już stwierdzić, czy ten pomysł wypalił. Czy lublinianie potrzebują kolejnego sklepu z ubraniami z drugiej ręki?
- Zdecydowanie tak! Bardzo cieszymy się z tego, w jakim kierunku idzie „Różana Szafa”. Ciągle wchodzimy na wyższy poziom, szukamy coraz to lepszych dostawców. Dzięki temu oferta od otwarcia poszerzyła się między innymi o bibeloty domowe. Nie chcemy osiadać na laurach, tylko ciągle iść do przodu.
Na tle konkurencji wyróżniacie się też dniami konkretnych ubrań. Ostatnio odbyła się u was sprzedaż ciuchów w cętki i inne zwierzęce wzory. Czy podobne akcje będą pojawiały się także w przyszłości?
- Nasz panterkowy rzut udał się fenomenalnie. W ciągu jednej dostawy na naszym sklepie znajdowało się ponad 300 ubrań w zwierzęce wzory, które w obecnym sezonie są niezwykle modne. Teraz przygotowujemy się już do kolejnej tematycznej akcji, ale jeszcze nie chcę zdradzać szczegółów. Zachęcam do śledzenia naszych mediów spoełcznościowych, gdzie znajdą się zapowiedzi takich wydarzeń.
Postawiliście też na wyjątkowy wygląd lokalu. Przyciąga? Macie już stałych klientów?
– Klienci, którzy do nas wchodzą po raz pierwszy, myślą, że trafili do kawiarni lub pięknej kwiaciarni. Gdy tłumaczymy im, że to tylko zwykły lumpeks, to śmieją się i sugerują, że jak nam nie wyjdzie, to mamy już lokal gotowy pod nieco inny biznes. Co do stałych klientów, to odwiedzają nas osoby, które już kojarzymy z wyglądu. Potrafią przychodzić kilka razy w tygodniu: na środowe wyprzedaże po 2 zł, po nowy towar w czwartek, czy na dowieszki w następne dni. A czasem wpadają tylko pogadać. To bardzo miłe.