Ile wart jest człowiek skoro umierając na ulicy jego ciało przez kilka godzin wystawione jest na widok publiczny - pyta nasza Czytelniczka w liście do redakcji.
Mimo długiej reanimacji (40 minut) kobieta zmarła. Tak owszem przykre, nawet jeśli nie znało się tej Pani ... Ale przykre jest to, co dalej działo się z ciałem!
Mianowicie - ciało zmarłej jeszcze przez trzy godziny leżało na chodniku w czarnym worku, obok stał patrol policyjny z włączonym sygnałem świetlnym...
Ciało leżało w worku na chodniku obok ronda i ruchliwej drogi, nie było zasłonięte parawanem czy czymkolwiek! Ludzie wracający wieczorem do domów czy samochodami czy pieszo byli narażeni na ten nieprzyjemny widok.
Chyba nie trzeba zgadywać, że dzieci jadące wraz z rodzicami samochodem zainteresowane były stojącym patrolem i patrzyły przejeżdżając obok z ciekawości - "co się stało" - a tu - ciało w worku niecałe 3 metry od krawężnika ulicy...
Na koniec listu do Waszej redakcji chciałam opisać moje przemyślenia:
1. Przecież na miejscu był lekarz, który stwierdził zgon. Szpitale mają podpisane umowy z zakładami pogrzebowymi na wypadek takich właśnie zdarzeń. Według mnie pracownicy takiego zakładu powinni maksymalnie do godziny czasu zabrać ciało z ulicy.
2. Kwestia moralności - Ile wart jest człowiek skoro umierając na ulicy jego ciało przez kilka godzin wystawione jest na widok publiczny? Leży w foliowym worku na chodniku, tak jakby było jakimś "odpadem" do sprzątnięcia, a służby nie spieszą się z zabraniem go, bo przecież "już nie żyje, to może poczekać". Jak sobie wyobrażę, że taki los może spotkać także mnie - umrę na ulicy wśród obcych ludzi, na zimnym chodniku, a moje ciało będą mijać przechodnie przez kilka godzin, to aż mnie trzęsie.
Nie wiem kto w tym przypadku zawinił - prokurator, policja, szpital czy zakład pogrzebowy, ale wiem jedno - widzę w tej historii zero szacunku dla zmarłego."
Z poważaniem,
Mieszkanka Lublina