Prezentujemy pomeczowe rozmowy ze szkoleniowcami obu zespołów, Grzegorzem Wesołowskim (ŁKS) i Mirosławem Kosowskim (Motor).
Kosowski: Nie poddam się
• Jest pan mocno krytykowany za brak wyników. Nie zniechęca pana seria niepowodzeń?
– Praca w Motorze jest nieustannym zmaganiem się z różnymi problemami. Sytuacja nie poprawia się, a przed nami wciąż nowe wyzwania. O brakach moglibyśmy rozmawiać cały dzień. Kibiców oczywiście interesują wyniki, za które odpowiadam, ale czasami próbuję tylko zwrócić uwagę, że nie zawsze mamy warunki do prowadzenia pierwszoligowej rywalizacji. Mimo wszystko, nie zamierzam się poddać i mam nadzieję, że zawodnicy również będą walczyli do końca.
• Po kontuzji Gieresza i przerwaniu zajęć przez Roberta Mioduszewskiego w kadrze został najmłodszy bramkarz...
– Mateusz Oszust ma zadatki na dobrego bramkarza, chociaż musi jeszcze wiele się uczyć. Dziś jest numerem jeden, bo takie są możliwości klubu.
• Podpiszecie umowę z Krzysztofem Żukowskim, kolejnym bramkarzem?
– O tym decydują działacze. Ja wątpię, aby zasilił nasz skład. Samo zgłoszenie kosztuje około 5 tys. zł, a zdobycie takiej kwoty może być trudne. Trzeba też mieć środki na kontrakt. Gdyby były pieniądze, to zostałby zamknięty temat Roberta Mioduszewskiego. W jego sprawie nic się nie zmieniło, chociaż ostatnio znowu prowadzono rozmowy.
Wesołowski: Za dużo nonszalancji
• Pochwała pod adresem Motoru jest tylko pańską uprzejmością?
– Proszę mi wierzyć, do Łodzi przyjeżdżały słabsze ekipy. Motor momentami prezentował się dobrze, chociaż nasza przewaga nie podlegała dyskusji. Byłem trochę zaskoczony, że w wyjściowym składzie zabrakło Marcina Popławskiego, którego bardzo cenię.
• Na półmetku rozgrywek ŁKS ma tylko trzy punkty straty do drugiego zespołu. Jakie są pańskie plany przed rundą rewanżową?
– Cel określimy sobie dopiero w styczniu, po spotkaniu z działaczami. W Lublinie mówi się o trudnej sytuacji finansowej, a nasze kłopoty nie są mniejsze. Drużyna mogła przestać istnieć, ale razem z piłkarzami powiedzieliśmy sobie, że nie chcemy być grabarzami ŁKS. Pieniędzy brakuje, ale postanowiliśmy dokończyć tegoroczne rozgrywki.
• Jest szansa na poprawę sytuacji?
– Za rok mają być wybory samorządowe i wiceprezydent Łodzi, który będzie kandydował, zainteresował się naszymi kłopotami. Podobno jest inwestor, mogący nawiązać współpracą, ale w tej chwili to głównie obietnice, a żadnych konkretów nie znamy. Czasami dziwię się, że w takich miastach jak Łódź i Lublin trudno znaleźć firmy, które chciałyby postawić na sport, będący dobrym nośnikiem reklamy.