Kilka dni temu do naszej redakcji przyszedł e-mail. Chodziło o pracę na jednej z plantacji w Niemczech. "To, co nas tam spotkało i to z ręki brygadzistów z okolic Zamościa, okazało się dla nas koszmarem. Praca przy rasistowskich wyzwiskach, praca za seks i alkohol”.
Historia, którą opiszę nie jest zmyśloną bajką. Nie jest też scenariuszem filmu.
Na miejscu zostaliśmy poinformowani o warunkach zamieszkania i pracy. Wszystkie wykonywane prace są opłacane w systemie akordowym: rzodkiewka, cebulka, marchewka oraz płukanie na hali.
Już pierwszego dnia mogliśmy zobaczyć ciemne strony firmy. Rozkrzyczany pan Henio wykrzykiwał: "Je... rasa, wasze pęczki mają być piękne, mi na tych chwastach nie zależy! Jak wasze skrzynki trafią pod koła ciągnika to się nauczycie robić! A jak nie to spadać mi z pola!”
Za skrzynką liczącą 40 pęczków rzodkiewki firma płaci 1.64 euro. Niestety nasze nie zostały zaliczone ponieważ nie sprostały wymaganiom firmy, a tak naprawdę to obie z koleżanka nie wpadłyśmy w gust pana Prezesa (to pseudonim polowego, który jest kontrolerem jakości).
Łajdaczką w pole
Po dotarciu na miejsce kierowca uchyla drzwi i rozpoczyna się wyścig, oby jak najszybciej zarezerwować sobie rajkę rzodkiewki. To jednak jest trudne, ponieważ – jak uważali polowi – my i tak nie mamy zbyt dużych szans, jesteśmy niezaradni, ponieważ nie biegliśmy z Rumunami. Zostało kilka metrów.
Następnie pada hasło ,,Start” i tłum rusza, rozpychając się między sobą, każdy metr to skrzynka.
My zrobiliśmy bardzo mało. Stoimy pokornie i czekamy na zaliczenie skrzynek. Jak wspomniałam nasze trafiły pod koła. Inne, nieco starszych pracowników, przeszły bez oglądania i kontroli. Na tym etapie nie wiedziałyśmy jeszcze o co chodzi. Pan prezes tylko wykrzykiwał do mnie obym się nie martwiła, "jakoś to powoli załatwimy”.
Jak się załatwia zaliczanie skrzynek
Jednak do mnie uśmiechnął się p. prezes. "Ja mam samochód, pojedź ze mną dziecinko, nie będziesz się cisnęła z tym bydłem. A w razie potrzeby, tańsze papierosy kupisz u mnie”. Bo on ma handelek, dorabia do skromnej pensji polowego.
W tym momencie zrozumiałam o co tu chodzi. Wspomniany pan mnie od tego dnia nachodził, w polu, w pokoju, dając mi wprost do zrozumienia, jak się załatwia zaliczanie skrzynek. Inny polowy, pan Piotr, bez problemu mi wszystko chipował, ale przez Prezesa byłam wzywana do ,,korekty” do busa.
Chcesz zarobić to daj
Tak samo było przy zrywaniu cebulki i marchewki. Na tej ostatniej plantacji postrachem jest Generał, ponoć były wojskowy. Mówi, że ma nerwy zniszczone na misji w Iraku, a my mu je jeszcze bardziej szarpiemy.
– Tylko co Pan robi w marchewce? – zapytałam grzecznie. – Twoje pęczki są jak dla Kozy, a i ona by ich nie zżarła. Ja cię nauczę dobrej pracy – usłyszałam.
I chyba najgorsze stało się faktem. Wyraźne propozycje, albo randka z emocjami u prezesa, albo kasa. Można też zapłacić u Piotra aby mieć spokój na polu. Tak robią Rumuni, Polacy.
– Chcesz zarobić, to daj albo zapłać – powiedziała mi żona jednego z polowych.
Zanim zarobicie, poczujecie gorycz.
Ja nie uległam presji pana Prezesa, pana Piotra i Generała. To co przeżyłam ja, moi koledzy i koleżanki z rąk polskich poganiaczy to koszmar. Pośrednik nie jest winien, tam można zarobić. Ale kosztem wartości moralnych, poniżenia oraz poniewierania, i to przez Polaków. U nas to wzorowi mężowie, ojcowie, dobrzy sąsiedzi. Gdzie mieści się granica polskości i człowieczeństwa?
Wiadomo, że to jest praca w polu, harówka ponad siły. Ale najbardziej rujnuje załamanie psychiczne, co sprawia taką przyjemność polskim przełożonym. Teraz, gdy patrzę na ciężko zarobione kilka euro, widzę przed oczami łzy, które wylałam oby zarobić chociaż na koszty poniesione z wyjazdem. Chciałabym ostrzec wszystkich myślących o łatwym zarobku w Niemczech. To nie jest tak, jak myślicie!
Wszyscy Polacy to nie jest jedna rodzina. Uważajcie, bo zanim zarobicie, poczujecie gorycz.
Ja, moja koleżanka i reszta kolegów liczymy na to, że list ten przeczytają to ci panowie, którzy bez skrupułów poniewierają ludźmi. Jakby byli śmieciami.