LKP Motor próbował oszukać miasto na prawie 100 tys. złotych – twierdzi prokuratura. Dlatego lubelski Ratusz zażądał zwrotu części przyznanej klubowi półmilionowej dotacji.
Dwa lata temu Motor dostał od miasta pół miliona zł. Ratusz postawił tylko jeden warunek: klub miał posiadać 270 tys. zł środków własnych. Okazało się jednak, że nigdy nie miał wymaganej ilości pieniędzy.
Kiedy okazało się, że Motor zawyżył wydatki, władze miasta złożyły zawiadomienie do prokuratury. Śledztwo trwa już prawie rok.
– W sprawozdaniu finansowym, jakie Motor złożył do Urzędu Miasta, wpisano wydatki z faktur, które nie zostały zapłacone – wyjaśnia Marek Zych, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ. Dodaje, że z 270 tysięcy zł klub wydał tylko 180, choć reszta kwoty też była ujęta w raporcie dla Ratusza.
– Wyszło na jaw, że klub nie płacił piłkarzom i nie odprowadzał składek ZUS. To w sumie 91 tys. zł – zaznacza Zych.
Skoro Motor nie wydał pieniędzy, to powinien zwrócić Ratuszowi część z pół miliona złotych dotacji. Z wyliczeń miejskich urzędników wynika, że to 170 tys. zł plus odsetki. Ratusz już zażądał zwrotu pieniędzy. – Podjęliśmy taką decyzję po otrzymaniu protokołu prokuratury, gdzie było wykazane, że przy rozliczaniu dotacji doszło do naruszeń prawa – mówi dyrektor Szajnocha.
Śledczy przygotowali już zarzuty dla czterech osób związanych z ówczesnym zarządem. To ludzie, którzy mieli wpływ na przygotowanie raportu dla ratusza. – W tym momencie analizujemy dokumenty, aby określić rolę poszczególnych osób – tłumaczy prokurator Zych.
Zarzuty będą dotyczyły poświadczenia nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i zatajenia informacji. – Grozi za to do 10 lat więzienia – dodaje.
Paweł Żmuda, członek zarządu LKP Motor, zna sprawę. – W tym momencie nie stać nas na spłatę pieniędzy, których chce miasto – mówi Paweł Żmuda. – Będziemy się odwoływać, aby oddalić tę decyzję – dodaje.
Długi LKP Motor, który działa teraz jako stowarzyszenie nie będą miały wpływu na działalność niedawno powołanej spółki akcyjnej Motor Lublin. – Wszelkie zobowiązanie ciążą na stowarzyszeniu – mówi Agnieszka Smereczyńska-Gąbka, prezes spółki.