Spółka Tempo, która chce wybudować bioelektrownię przy ul. Polnej, wreszcie zorganizowała spotkanie z mieszkańcami. – Ale nas nie zaproszono – oburza się przedsiębiorca z tej ulicy. Zapowiada, że jeśli przez tę inwestycję jego firma poniesie straty, pójdzie do sądu.
– To spotkanie informacyjne, organizowane w ramach konsultacji społecznych, przeprowadzanych przy ponownej ocenie oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko – mówi Żaneta Domagalska z firmy Green Energy, do której należy Tempo. – Wcześniej Urząd Marszałkowski zwołał konferencję na temat biogazowni, ale nie braliśmy w niej udziału.
W Internecie zapowiedź spotkania pojawiła się tylko na jednym portalu. Ale spółka tłumaczy, że rozwieszała plakaty w całym mieście. Ale nie wszyscy je zauważyli. – Ja o tym spotkaniu dowiedziałem się od żony, której ktoś przekazał to ustnie – mówi Marian Sobianek, właściciel Składu Opału i Materiałów Budowlanych przy ul. Polnej. – Nasza firma zatrudnia ponad 90 osób i uważam, że powinniśmy zostać poinformowani, że jest takie spotkanie.
Przedsiębiorca obawia się, że bioelektrownia metanowa będzie odstraszała klientów jego marketu. – Takie inwestycje powinny być izolowane, żeby nie były uciążliwe. Smrodu nie można ogrodzić – tłumaczy. – Ten proces produkcyjny nie jest przecież całkowicie szczelny.
– Najbardziej energetyczne substancje otrzymuje się ze zwierzęcych odpadów. To znaczy, że nasze miasto stanie się siedzibą utylizacji. Taka bioelektrownia powinna powstać koło Łukowa, gdzie są zakłady mięsne, koło Radzynia, gdzie jest mleczarnia czy w Krasnymstawie, gdzie będą mieli wysłody buraczane – przekonuje Sobianek.
Firma, która chce zbudować bioelektrownię zapewnia, że nie będzie wykorzystywała odpadów poubojowych. Przekonuje, że przy produkcji biogazu nie ma mowy o brzydkim zapachu. Wykorzystywana do tego kukurydza i wysłodki buraczane mają być przechowywane w szczelnych silosach, a gaz nie będzie się ulatniał do atmosfery. – To byłoby nieopłacalne. Biogaz jest dla nasz czynnikiem zyskogennym, z niego produkowana jest energia elektryczna. Pozwalanie sobie na coś takiego jest niezrozumiałe – mówi Domagalska.
Przedsiębiorca w to nie wierzy. – Chcemy, żeby radca prawny ocenił funkcjonowanie firmy i nasze dochody. Jeśli budowa biogazowi sprawi, że spadną, to będziemy zmuszeni pójść do sądu po odszkodowanie – zapowiada Sobianek.
Tymczasem sprawą budowy bioelektrowni zajmuje się Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Nie wiadomo jeszcze, kiedy wyda opinię o wpływie tej inwestycji na środowisko, a dopiero wtedy firma będzie mogła uzyskać pozwolenie na budowę.