Była księgowa Bialskiego Centrum Kultury żąda przywrócenia do pracy i rekompensaty za czas pozostawania bez zatrudnienia. W piątek sąd pracy w Białej Podlaskiej ogłosi wyrok.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
W Bialskim Centrum Kultury Danuta Harasimiuk pracowała od 1 grudnia 2012 roku. Najpierw miała umowę o pracę na rok. Pełniła wtedy obowiązki starszej księgowej. Następnie od 1 grudnia 2013 roku została zawarta z nią kolejna umowa o pracę na rok. Tym razem Harasimiuk pracowała w BCK już jako księgowa. Pod koniec drugiej umowy o pracę dowiedziała, się że kolejna umowa będzie już nie o pracę, ale o zlecenie na 3 miesiące. Później, BCK zaproponowało Harasimiuk umowę na zastępstwo i to tę umowę jej wypowiedziano 10 września zeszłego roku. Z dnia na dzień.
– Zgodziłam się na umowę zlecenie, bo pani dyrektor obiecywała, że później znowu dostanę umowę o pracę – mówiła w poniedziałek na rozprawie powódka. – Podczas umowy cywilnoprawnej wykonywałam te same obowiązki, w tym samym miejscu. Różnic żadnych nie było. Nie przyjmowałam tylko wpłat od uczestników zajęć. Poza tym, nadal byłam podległa służbowo głównej księgowej i pani dyrektor BCK – podkreśla była księgowa.
Na poniedziałkowej rozprawie przesłuchana jako świadek była dyrektor BCK Anna Leszczyńska. Zeznała, że powodem zawarcia umowy cywilnoprawnej była sytuacja finansowa Bialskiego Centrum Kultury. – Dostaliśmy mniejszą o blisko 145 tys. zł dotację z Urzędu Miasta na 2015 rok. Nie składałam pani Harasimiuk żadnych obietnic odnośnie zatrudnia na etat po 3-miesięcznej umowie zlecenie – dodała Leszczyńska, która w sierpniu 2015 roku zrezygnowała z funkcji dyrektora BCK.
– Obowiązki pani Harasimiuk zostały podzielone na 3 pracowników działu księgowo-kadrowego. Ta liczba jest wystarczająca – powiedział w poniedziałek w sądzie Zbigniew Kapela, który teraz pełni obowiązki szefa placówki.
„Najsłabsze ogniwo w tym dziale”- tak z kolei o Danucie Harasimiuk wyraziła się główna księgowa BCK Iwona Antonowicz. – Nie miała wcześniej praktyki w księgowości, nie znała zapisów ustawy o rachunkowości. Wszystkiego się uczyła. Jej pracę musiałam jeszcze sprawdzać – mówiła sędziemu Antonowicz.
Podczas umowy cywilnoprawnej Harasimiuk nie podpisywała listy obecności, nie ewidencjonowała też swojej pracy. Ale jak mówi, wysokość wynagrodzenie pozostała na takim poziomie, jak podczas umowy o pracę.
– Gdy pracowałam, odbyłam kursy informatyczne oraz z języka angielskiego. Teraz podjęłam też studia z finansów i rachunkowości na bialskiej PSW – dodaje powódka. Żąda przywrócenia do pracy i rekompensaty za czas pozostawania bez zatrudnienia. Obecnie jest bezrobotna, a ma pięciu synów.
Strona pozwana nie uznaje powództwa i wnosi o jego oddalenie.
– Powódka nie udowodniła, że umowa zlecenie nosiła cechy umowy o pracę – stwierdziła pełnomocnik strony pozwanej adwokat Agata Hawryluk.
Ze względu na „szczególne skomplikowanie strony faktycznej i prawnej” sprawy sędzia Waldemar Bańka wyznaczył termin ogłoszenia wyroku na piątek. – Wymaga to jeszcze narady i oceny zebranego materiału – stwierdził na koniec.