Są gminy na Lubelszczyźnie, gdzie na kilka tysięcy mieszkańców dostęp do wodociągów ma zaledwie kilkanaście. - Ludzie jakoś sobie muszą radzić - stwierdzają urzędnicy z Bełżca i Miączyna.
Fatalnie wypada gmina Bełżec (powiat tomaszowski). Mieszka w niej 3461 osób, ale zaledwie 13 korzysta z wodociągu. - Wodociąg na pewno we wsi by się przydał - mówi Waldemar Czekirda, mieszkaniec ulicy Zielonej w Bełżcu, wyciągając ze studni kolejne wiadro wody. - Łazienka już wyszykowana, ale bez sieci wodociągowej to żadna z tego pociecha.
Mieszkańcy musieli sobie poradzić. - Ja nie narzekam, bo mam studnię głębinową. Woda była badana i ani kamienia w niej nie ma, ani żadnych innych zanieczyszczeń - opowiada Krzysztof Malarowski z Bełżca.
- Mamy dwadzieścia lat zaniedbań - rozkłada ręce Andrzej Adamek wójt gminy. Tłumaczy, że gmina przestała istnieć w 1973 r., a została reaktywowana dopiero w 1992 r.
- Straciliśmy najlepszy okres na takie inwestycje. Podlegaliśmy pod gminę w Tomaszowie, a ta nic u nas nie robiła - stwierdza Adamek. Opowiada, jak w latach 90. Bełżec zmagał się z zapóźnieniami: budował drogi, szkołę, halę sportową i sieć gazową.
Drugie miejsce w niechlubnym rankingu zajmuje gmina Miączyn (powiat zamojski). Tam dostęp do wodociągów ma według ministerialnych informacji 195 osób spośród 6112 (3,19 proc.). Gmina nie inwestuje w wodociągi nie tylko dlatego, że nie ma na to pieniędzy.
- Mieszkańcy nie są specjalnie zainteresowani wodociągami, nie mamy skarg - stwierdza Stanisław Kapica sekretarz gminy. I tłumaczy: Każdy ma własną studnię, a z rozmów z rolnikami wynika, że koszty ich utrzymania np. konserwacja, są niższe niż opłaty, jakie ponosiliby za korzystanie z wodociągów.