Komuś, kto nie jest przygotowany na takie niewygody, będzie tu ciężko. To szkoła przetrwania. Żyjemy jak buszmeni, ale za to towarzystwo jest doborowe - mówią studenci hipologii przebywający na obozie jeździeckim.
W gajówce Trojan, dzierżawionej od Nadleśnictwa w Sarnakach, ośrodek jeździecki Akademii Podlaskiej w Siedlcach, już od 19 lat ma letnią bazę. Korzystają z niej w sezonie studenci.
Obóz zgodnie z zamierzeniem rezyduje w niełatwych warunkach, dlatego też regulaminu należy bezwzględnie przestrzegać. Pobudka o 6 rano. Są dwie jednodniowe wachty: konna i kuchenna. Pierwsza poi, karmi konie (i czyści toalety), śpi w stajni, druga przygotowuje śniadania, obiady i kolacje.
W środku gajówki - mimo że jest dzień - panuje półmrok. - Tu wiszą siodła, kulbaki, ogłowia. Tam jest magazynek kuchenny, kuchnia gazowa - jedyna oznaka cywilizacji - a jadalnię zwykle mamy na dworze. Tam śpimy na materacach. - oprowadza Katarzyna.
Dziewczyna utyka na jedną nogę. - Szłam nocą do stajni. Nie wzięłam latarki, a po drodze były ławki. Ale to nic groźnego - uspokaja. Wieczorne życie towarzyskie, to ognisko a zaraz potem upragniony po pracowitym dniu sen.
Inne rozrywki? - Pogoda dopisuje, więc za dnia opalamy się przed gajówką. Toples!- mówią odważenie i z uśmiechem studentki.
Obozowicze, w większości dziewczęta, jeżdżą na angloarabach, które sezon letni spędzają w gajówce. Potem są zabierane do Siedlec.
Dlaczego właśnie tutaj zawitali studenci AP. - A gdzie w pobliżu są lepsze warunki. Konie bardzo dobrze tu się czują. To idealny teren do jazdy. Atrakcyjny pod wieloma względami. Blisko do Bugu. Wspaniałe trasy można wytyczać - odpowiada Wiesław Augustyniak, kierownik ośrodka i komendant obozu. •