Jawny Parczew patrzy władzy na ręce. Założyciel tego facebookowego profilu zasypuje Urząd Miasta wnioskami o kolejne skany dokumentów. Chce, by urzędnicy stworzyli centralny rejestr umów. - Mamy do czynienia z nadużyciem przywileju, jakim jest dostęp obywateli do informacji publicznej - uważa burmistrz Paweł Kędracki.
Burmistrz zaznacza, że gmina nie ma nic do ukrycia. - Zresztą jednostki samorządu terytorialnego są kontrolowane przez szereg instytucji. A przygotowanie odpowiedzi na zapytania tego pana, który potrafi wysłać kilka wiadomości e-mailowych dziennie, utrudnia bieżące sprawy urzędu - tłumaczy Paweł Kędracki.
Czy o to chodzi założycielowi profilu? - Celem nadrzędnym jest wytworzenie przez burmistrza rejestru umów, dzięki któremu obywatel miałby wszystko na tacy. Widziałby, kto z kim i za ile. Przejrzystość władzy zmniejsza kumoterstwo, a zwiększa oszczędności, bo decydent lepiej liczy nasze pieniądze i ostrożniej je wydaje. W samorządzie potrzebna jest kontrola - mówi twórca Jawnego Parczewa, który chce pozostać anonimowy. Zdradza jedynie, że jest mieszkańcem miasta.
- Każdy obywatel powinien interesować się, jak wydatkowane są publiczne pieniądze, bo miasto ma tyle środków, ile nam zabierze z podatków. Poza tym, obywatele nie wiedzą, że mają prawo pytać a urząd musi odpowiadać - uważa anonimowy kontroler.
- W ramach ustawy o dostępie obywateli do informacji publicznej, ustawodawca nałożył na nas pewne obowiązki. Staramy się z nich wywiązywać najlepiej, jak umiemy. Jednak nie wszystkie dokumenty muszą być publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej - odpowiada burmistrz. Jawny Parczew dociekał m.in. o koszty festynu z okazji Dni Parczewa. Pytał też o dokumenty związane z odnowieniem za blisko 10 tys. zł fontanny w centrum miasta.