Jutro komisarz wyborczy i dyrektor bialskiej Delegatury Krajowego Biura Wyborczego skontrolują Urząd Gminy w Międzyrzecu Podlaskim. Mają zbadać, czy doszło tam do nieprawidłowości przy przygotowywaniu wyborów samorządowych.
– Otrzymaliśmy do pracy biurko w drzwiach pokoju, gdzie już jest zatrudnionych trzech urzędników. Kiedy przyjdzie 7 osób z komisji, nie mamy gdzie usiąść. Są tam tylko dwa krzesełka – narzeka Piotr Korzeniewski, przewodniczący GKW. – We wtorek z pokoju wyprosiła mnie pani pełnomocnik z Urzędu Gminy. To skandal! – nie kryje oburzenia. Dodaje, że właśnie tego dnia stwierdził, że szafa przeznaczona dla GKW jest otwarta. Jego zastępca zauważył, że przesunięta została pieczęć komisji wyborczej.
– Poinformowaliśmy policję i zamierzamy powiadomić prokuratora – informuje Korzeniewski. Przyznaje,
że otrzymał już trzy skargi pełnomocników komitetów wyborczych na fatalne warunki współpracy z UG.
Wójt Roman Michaluk jest zdumiony zaistniałą sytuacją. Twierdzi, że to wiceprzewodniczący komisji nie zamknął szafy.
– Nic nie zginęło. Komisja ma normalne warunki pracy. Dysponuje telefonem, a Internet jest niepotrzebny – kwituje wójt. I ubolewa, że szef komisji i jego zastępca aktywnie uczestniczą w zebraniach jego kontrkandydata.
Pełnomocnik komitetu PiS Jerzy Panasiuk podkreśla, że sytuacja w gminie Międzyrzec Podlaski jest oburzająca. Dodał, że również złożył skargę na urząd. Policja po wyjaśnieniu incydentu z otwartą szafą, odstąpiła od prowadzenia postępowania.