Na trasie Kąkolewnica Wschodnia-Olszewnica, wzdłuż pasa lasów sosnowo-dębowych, leży zagubiona niewielka wioska, o dźwięcznej nazwie Miłolas.
Wjeżdżamy do Miłolasu. Na początku mijamy kapliczkę z Matką Boską w środku. Dalej, po obu stronach drogi, murowane i drewniane zabudowania. Kilka opuszczonych domów. Zabite deskami okna świadczą, iż dawni właściciele zmienili swój adres, albo odeszli na zawsze z tego świata. W Miłolesie nie ma kościoła, cmentarza, ani sklepu. Aby kupić chleb trzeba pokonać kilka kilometrów. Jedynym udogodnieniem jest asfaltowa droga. - Dzięki takiej nawierzchni, zimą nie jesteśmy odcięci od świata - mówi Czesława Sokół, sołtys wsi. Dodaje, iż mieszkańcy dużo zawdzięczają wójtowi kąkolewnickiej gminy Adamowi Kurowskiemu.
Miłolas żyje własnym rytmem. Wyznaczany on jest codziennymi obowiązkami mieszkańców wioski, pracą w gospodarstwie rolnym. Większość posiada 5-7 hektarowe pola. Na ziemi o nienajlepszej klasie jakości uprawiają żyto, ziemniaki. Zajmują się też hodowlą trzody chlewnej. Do wyjątków należy 17-hektarowe zmechanizowane gospodarstwo Piotra Gomółki. Pomimo obecnej sytuacji ekonomicznej wraz z żoną wiąże swą przyszłość z rolnictwem. Miłolas to niewielka społeczność. I chociaż wszyscy się znają, żyją jakby obok siebie. Przyczyn takiej sytuacji należy szukać w zaniku dawnych obyczajów. Nawet wspólne spotkania pod kapliczką to już przeszłość.