Po ośmiu latach wiadomo w końcu, kto zastrzelił pracownika stacji paliw w Wisznicach, a drugiego ciężko ranił.
W nocy 14 sierpnia 1998 roku do budynku stacji paliw w Wisznicach (powiat bialski) wszedł mężczyzna w kominiarce. Grożąc bronią, zażądał pieniędzy. W środku byli dwaj pracownicy z żonami. Próbowali wypchnąć bandytę za drzwi. Padły strzały. Kula trafiła 38- letniego mężczyznę w klatkę piersiową i lewe udo. Zginął na miejscu. Drugi pracownik z raną postrzałową głowy trafił do szpitala. Przestępcy uciekli.
Sprawa napadu i zabójstwa została umorzona z powodu niewykrycia sprawców. Śledczy wrócili do niej przed rokiem, przy okazji rozpracowywania kolejnych przestępstw popełnionych przez grupę lubelskiego gangstera ps. "Zwierz”. - Dzięki pomocy policjantów z Białej Podlaskiej udało się nam ustalić podejrzanych. Jeden z członków gangu lubelskiej grupy przyznał się do udziału w napadzie na wisznicką stację - poinformowała wczoraj prokurator Grażyna Błaszczyk- Ostapczuk.
Według niej, na stację w Wisznicach napadli bracia Andrzej i Krzysztof Ś. z Lublina. Do pracowników strzelał Krzysztof Świetlicki. Jest od kilku lat poszukiwany przez policję za różne przestępstwa. Ale niewiele sobie z tego robi. W sierpniu, niczym karny obywatel, złożył w urzędzie wniosek o wydanie dowodu osobistego. Mniej szczęścia miał jego brat Andrzej. Przed czterema laty został skazany na 25 lat wiezienia za zabójstwo na tle seksualnym.
Bracia nie działali sami. Na stację przyjechali z Robertem M. i Markiem K. Też już siedzą w więzieniu. Prokurator zarzuca wszystkim zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. Robert M. i Marek K. będą także odpowiadać za nielegalne posiadanie broni. Sąd aresztował ich na trzy miesiące.
"Zwierz” przewodził jednej z trzech największych grup przestępczych, która opanowała półświatek w Lublinie. Gang liczył co najmniej 30 osób. Zajmował się wymuszeniami haraczy i napadami. Dowody przeciwko niemu zebrano głównie dzięki zeznaniom świadków incognito. W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Lublinie ogłosi wyrok na trzon gangu. (er)