Samorządowcom z Międzyrzeca Podlaskiego nie udało się wprowadzić opłat adiacenckich (związanych ze wzrostem wartości działek). Burmistrz Stanisław Lesiuk optuje za takim rozwiązaniem, ponieważ twierdzi, że wówczas mieszkańcy chętniej włączaliby się w budowę dróg, wodociągu i kanalizacji. Zachęcałyby ich ulgi. Byłyby to też dodatkowe pieniądze dla miasta. Jednak większość radnych nie zgodziła się z tym.
Obecnie obowiązuje w mieście stawka 30 procentowa. Opłaty adiacenckie są tam stosowane od 4 lat i z tego tytułu do kasy miasta wpłynęło 449 tysięcy złotych (do 30 września 2002 roku). Ściślej mówiąc, pieniądze te przepłynęły z portfeli mieszkańców. Nie bez ich protestów, ale te zdarzają się często w gminach, które pobierają opłaty.
Tak też było w Parczewie, gdzie liczne odwołania od urzędniczych decyzji wstrzymały "obciążanie” - Sparzyliśmy się. Koszty postępowań były duże, a wpływy niewielkie - wyjaśnia Zofia Dębowczyk, kierownik referatu rolnictwa i gospodarki gruntami UM.
Jedynie w przypadku scalania i podziału gruntów takie opłaty są stosowane, ale to są sytuacje sporadyczne a i tak zdarza się, że zainteresowani, właśnie z powodu tych obciążeń, rezygnują. Tak było na osiedlu Adama Mickiewicza.
- Zawsze są zastrzeżenia mieszkańców, gdy nakłada się dodatkowe opłaty. Ale trzeba też brać pod uwagę to, że bardzo wzrasta wartość nieruchomości. Co innego gdy działka jest przy drodze gruntowej z doprowadzonym światłem, a co innego gdy droga jest utwardzona, jest wodociąg i kanalizacja - uważa Elżbieta Pyrka, naczelnik wydziału geodezji i gospodarki nieruchomościami w bialskim UM.
Do kasy miasta wpływało sporo pieniędzy. Byłoby ich jeszcze więcej, ale wstrzymano naliczanie opłat adiacenckich związanych z budową wodociągu i kanalizacji do czasu uchwalenia ustawy o gospodarce nieruchomościami.
O ile ta rozjaśni wszelkie wątpliwości, które są często przez sądy rozpatrywane na korzyść odwołujących się mieszkańców, będą naliczane takie jak przedtem 50-procentowe stawki, najwyższe dopuszczalne. •