Dozorca dowiedział się w ostatnią środę, że został zwolniony dyscyplinarnie. Ale konflikt z prezesem ciągnie się już od ponad dwóch miesięcy.
13 lutego dozorca wyruszył do biura, aby wyjaśnić sprawę telefonów. - Kiedy wszedłem do gabinetu, prezes był pijany jak bela. Zadzwoniłem na policję - wspomina.
Policjanci stwierdzili, że prezes miał 1,08 promila. - Zaprzeczył, by spożywał alkohol w pracy. Poddał się karze grzywny w wysokości 400 zł. Nie wiem, czy zaakceptuje to sąd, do którego skierowaliśmy wniosek o ukaranie Romana P. - mówi Krzysztof Laszuk z łosickiej policji.
- Popełniłem błąd. Przyszedłem pijany do pracy. Stałem się jednak przedmiotem nagonki. Dozorca zaczął zapowiadać w lokalnej prasie, że ujawni poważne nieprawidłowości, których u nas nie było - żali się prezes.
Okazja do rewanżu nadarzyła się, gdy dozorca wpadł podczas wykonywania prac budowlanych, będąc jednocześnie na zwolnieniu lekarskim. W środę prezes powiadomił go, że od 26 marca rozwiązuje z nim bez wypowiedzenia umowę o pracę z winy pracownika. Oprócz pracy na zwolnieniu zarzucił mu, że "przedstawiał w prasie lokalnej opinie godzące w dobre imię zakładu pracy”.
Wyrzucony z pracy uznał, że takie uzasadnienie to szykany za krytykę prasową i wystąpił do sądu pracy o uznanie wypowiedzenia za nieważne.
Co na to wszystko Kazimierz Hawryluk, przewodniczący rady nadzorczej Kom-Gaz? - Czekam na orzeczenie sądu grodzkiego. - A na razie nasza rada zawiesiła prezesowi premię.