Grupka mieszkańców Dołhy (pow. bialski) protestowała w niedzielę przy torach linii kolejowej E 20 przeciwko likwidacji niestrzeżonego przejazdu kolejowego.
- Zamykają nam przejazd z wioski Dołhy do kolonii zwanej Piszczkami. Przecięta zostanie wieś. Protestujemy, bo ludzie są gorzej traktowani przez PKP niż zwierzęta. Bo nawet dla zwierząt powstają w nowo budowanych nasypach tunele - mówi 65-letni rolnik Antoni Daniluk.
Organizator manifestacji Franciszek Sworczuk przyznał, że o zamiarze protestu zawiadomił wójta, radnych i sołtysa. Był oburzony, że zamiast miejscowych władz do protestujących wysłano kilkunastu policjantów.
- Wymogi związane z modernizacją linii kolejowych są takie, że przejazdy kolejowe muszą być od siebie oddalone nie mniej niż o trzy kilometry - mówi Piotr Kazimierski, wójt gminy Drelów. - A z Dołhy jest zaledwie około półtora kilometra do przejazdów w Szachach i Sokulu.
Wójt dodaje, że w tym miejscu już kilkakrotnie dochodziło do tragicznych wypadków. Niedawno niemal cudem uratował się kierowca BMW uderzonego przez pociąg.
- Dlatego Rada Gminy niemal jednogłośnie zaakceptowała likwidację przejazdu w Dołdze - tłumaczy Kazimierski. - Z obu stron torów będą drogi, w tym jedna wykonana z tłucznia, a druga asfaltowa. Powiadomiliśmy o tym rolników na zebraniach wiejskich. Były odpowiednie konsultacje. Ten protest traktuję więc jako folklor.