Edyta i Paweł, bialscy studenci, z dnia na dzień stracili dach nad głową. Nie mają się gdzie uczyć do egzaminów ani miejsca, żeby zostawić swoje rzeczy. Na dodatek czekają ich teraz policyjne przesłuchania. A wszystko przez to, że wynajęli stancję bez umowy na piśmie.
We wrześniu cieszyli się, że mają mieszkanie. Radość nie trwała jednak długo. – Właścicielka podniosła nam czynsz – mówi zdenerwowana Edyta. – Nie zgodziliśmy się, bo dla nas to by było za drogo. Postanowiliśmy, że rezygnujemy ze stancji i do końca czerwca się wyprowadzimy.
Czynsz za czerwiec był zapłacony, więc studenci uznali, że wszystko jest jasne. Aż do wczoraj. – Dzisiaj miałem kolokwium, a Edyta jutro ma egzaminy – dodaje Paweł. – Niestety, zamiast się uczyć wykłócamy się z właścicielką i pilnujemy naszych ubrań na klatce schodowej. Najgorsze, że nie mamy gdzie mieszkać.
Kobieta wystawiła rzeczy studentów
na schody, kazała oddać klucze. Ale pieniędzy za czerwiec zwrócić nie miała zamiaru. Do momentu, gdy lokatorzy wezwali policję. Funkcjonariusze wysłuchali obu stron. Na jaw wyszło, że studenci przez wszystkie te miesiące mieszkali „na dziko”, czyli bez pisemnej umowy najmu. Policja poinformowała, że ten fakt zostanie zgłoszony do urzędu skarbowego. – To wszystko przez jej skąpstwo – mówi Paweł. – Przez dziewięć miesięcy nie chciała nas zameldować. A teraz straszy swoimi kolegami.
Właścicielka mieszkania nie chciała rozmawiać z dziennikarzem.
Po interwencji policji zgodziła się oddać pieniądze za czerwcowy czynsz.
Na odwrócenie sprawy meldunku jest już za późno.