33-latek ze Stoczka Łukowskiego odpowie za fatalne w skutkach pobicie. Skatował znajomego, u którego pracował. Do awantury doszło podczas alkoholowej libacji.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Akt oskarżenia w tej sprawie wpłynął właśnie do Sądu Okręgowego w Lublinie. Dotyczy Mariusza N., 33-letniego recydywisty. Mężczyzna odpowie za rozbój i nieumyślne spowodowanie śmierci.
Ofiara to Marek W. ze Stoczka Łukowskiego. Nie miał stałej pracy, ale na czarno układał kostkę brukową. W październiku ubiegłego roku miał zlecenie w Łukowie. Pomagali mu wówczas Grzegorz P. i Mariusz N. Feralnego dnia Marek W. od rana raczył się alkoholem. Kiedy skończył pracę, pił wraz z pomocnikami przed pobliskim sklepem. Wreszcie cała trójka pojechała do domu Marka W. Tam opróżniali kolejne butelki.
Sprzeczka o pieniądze
Z akt sprawy wynika, że między Mariuszem N. i gospodarzem doszło do sprzeczki. 33-latek upomniał się o rzekomo zaległe pieniądze za pracę. Kiedy Marek W. leżał na podłodze, Mariusz N. zaczął okładać go pięściami po głowie. Trzeci z biesiadników odciągnął napastnika i zabrał krwawiącego Marka do drugiego pokoju. 33-latek nie odpuścił i poszedł za nimi. Znowu zaczął bić gospodarza. Kopnął go również w brzuch.
Grzegorz P. zaciągnął wówczas rannego mężczyznę na posłanie, otarł nieco krwi z jego twarzy i zostawił. Po chwili do pomieszczenia, w którym leżał Marek W., wszedł Mariusz N. Zabrał półprzytomnemu mężczyźnie 130 zł, łańcuszek, buty, bluzę i czapeczkę. Wszystko warte niewiele ponad 900 zł. Umierający Marek W. został sam.
Umierał dwa dni
Następnego dnia Grzegorz P. wrócił do jego mieszkania. Zastał mężczyznę w tej samej pozycji, w jakiej go zostawił. Marek W. ciężko oddychał. Również przybyli na miejsce bliscy pobitego stwierdzili, że ich krewny śpi. Dopiero dwa dni po pobiciu weszli do jego pokoju i zauważyli, że Marek W. nie żyje.
Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna miał liczne obrażenia zewnętrzne i wewnętrzne, w tym bardzo duży obrzęk mózgu. Policjanci szybko zatrzymali Mariusza N. i Grzegorza P. Pierwszy z nich usłyszał prokuratorskie zarzuty. Przekonywał wówczas śledczych, że uderzył Marka W. tylko otwartą dłonią. Mężczyzna miał sam dać mu pieniądze, łańcuszek i odzież.
Z akt sprawy wynika, że 33-latek mieszkał u Marka W. Gospodarz, oprócz dachu nad głową, zapewniał mu jedzenie i alkohol. Mógł uważać, że tej sytuacji Mariuszowi N. nie należą się dodatkowe pieniądze. W rezultacie między mężczyzna-mi doszło do tragicznej w skutkach awantury.