Naszym Czytelnikom coraz częściej zdarza się, że odbierając telefon słyszą pogróżki. Chcąc zasięgnąć w telekomunikacji informacji na temat anonimowego rozmówcy muszą mieć nakaz. Aby go uzyskać powinni złożyć doniesienie. A telefon dzwoni dalej.
O swoim telefonicznym prześladowcy nie dowiedział się także niczego Rafał P., który korzysta z telefonu komórkowego. - Ponieważ wyświetlał mi się numer tej samej sieci, chciałem zasięgnąć w salonie informacji na temat abonenta, niestety okazało się, że operator nie udzieli mi takiej informacji, bez zgody prokuratury - wyjaśnia nasz rozmówca.
W obu przypadkach odmowa instytucji spotkała się z zaskoczeniem zastraszanych. - Nie rozumiem tego. Jestem klientem TP.S.A. Moje interesy powinny być jakoś chronione, co mam zrobić, zmienić numer? - denerwuje się matka zastraszanego chłopca. Dla telekomunikacji sprawa jest jasna.
- Takie informacje udostępniamy tylko w sytuacjach określonych prawnie, najczęściej na wniosek prokuratury. Jedyny więc sposób na uzyskanie od nas danych rozmówcy, to złożenie przez klienta doniesienia na policji lub w prokuraturze - mówi Andrzej Knapik, rzecznik prasowy TP.S.A.
Ponadto okazuje się, że telekomunikacja nie ma na razie pomysłu na to, jak chronić klientów przed takimi sytuacjami. A wbrew pozorom nie zdarzają się one rzadko, choć nieczęsto są zgłaszane.
- Każde doniesienie tego typu kwalifikowane jest jako groźby karalne. Ponieważ są to przestępstwa ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej, nie możemy sami podejmować żadnych czynności. Często jest natomiast tak, że ludzie się nie zgłaszają, chcąc oszczędzić sobie, jak mówią, dodatkowych komplikacji - wyjaśnia nadkom. Bogdan Kamienowski z KPP w Parczewie.
Przyznaje również, że sprawy takie nie należą do najłatwiejszych i często nie udaje się ustalić sprawcy. - Najczęściej dzwoniący nie posługuje się prywatnym telefonem, dzwoni z budki, lub komórki, co często utrudnia lokalizację - dodaje nadkomisarz.•