Pracownicy PKS nie mają złudzeń, że uda się uratować ich firmę. Dziś przyjedzie do nich syndyk masy upadłości. Niewykluczone, że zawiesi kursy autobusów.
Goryczy nie kryje Piotr Bieńkowski, prezes zarządu PKS w Białej Podlaskiej. – Przykro mi, że od sierpnia 2010 roku załoga nie godziła się na wyrzeczenia. Teraz syndyk może nawet wstrzymać kursowanie autobusów, jeśli uzna, że jest to konieczne. On zadecyduje, czy pojazdy będą sprzedawane, czy wydzierżawiane.
Bieńkowski podkreśla, że dopiero w poniedziałek otrzymał oficjalne powiadomienie o postanowieniu sądu. Wczoraj wręczył oficjalne pisma o decyzji sądu związkowcom.
– Nie zgodziliśmy się pracować za 400 zł miesięcznie. Nie było gwarancji pracy – mówi Jan Dawidowski, przewodniczący Związku Solidarność 80 w PKS. Dodaje, że do kierowców PKS zgłosili się już przedstawiciele pracodawców z Warszawy. Chcą przejąć kursy do stolicy z bialskimi kierowcami.
Dotyczy to tylko części z ok. 140 załogi. Reszta musi szukać pracy.
Beata Górka, rzecznik marszałka, informuje że zarząd nie komentuje już sytuacji PKS. – Decyzja sądu do nas nie wpłynęła, ale mamy wiedzę o trwającej procedurze upadłościowej.
Poseł Adam Abramowicz (PiS) nadal uważa, że stracono szanse na uratowanie PKS. – Zarząd Województwa zignorował apel o skuteczne działania w celu uratowania firmy, podpisany przez ponad 3 tys. mieszkańców, kilkunastu posłów i senatorów oraz radnych sejmiku wojewódzkiego – przypomina.
Wniosek o upadłość PKS trafił do sądu, bo firma miała ok. 2 mln zł długów. – Dłużnik był niewypłacalny i zaprzestał regulowania swoich bieżących zobowiązań. Majątek PKS wystarczy do zaspokojenia kosztów postępowania upadłościowego – mówi sędzia Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Decyzja o upadłości jest nieprawomocna.