W nocy z poniedziałku na wtorek mieszkańcy miasta poczuli nieprzyjemny zapach. Nadal nie udało się wyjaśnić, kto i czym tak zanieczyszcza powietrze.
Pani Maria wspomina, że już przed rokiem pracownicy z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska mówili jej, że żadna z tych oczyszczalni nie spełnia norm.
Lek. med. Dariusz Hankiewicz, dyrektor radzyńskiego szpitala, potwierdza, że w poniedziałek przed północą był tak przykry odór w mieście, że rozdzwoniły się telefony. - Źle się czuli nasi pacjenci, gdyż nie można było nawet otworzyć okien - zauważa lekarz.
Powstała nawet obawa, że mogło dojść do wycieku amoniaku z zakładu znajdującego się niedaleko szpitala. Powiadomiony został w trybie alarmowym Wojewódzki Zarząd Zarządzania Kryzysowego. Na szczęście, to nie był amoniak.
- Smród był przepotężny. Dzwonili do mnie ludzie ze szpitala. Pytałem prezesa "Spomleku” i dyrektora Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych, czy to ich oczyszczalnie są przyczyną tego odoru.
Każdy z nich zaprzeczył. Ale o dziwo, godzinę później przestało śmierdzieć - mówi Mirosław Starzyński, powiatowy inspektor sanitarny w Radzyniu Podlaskim.
Wczoraj dwie ekipy kontrolne z sanepidu i ochrony środowiska wyjaśniały, jaka była przyczyna uciążliwego zapachu. Po kilku godzinach sprawdzania obu oczyszczalni ścieków kontrolerzy przyznali, że nie znaleźli winnego.
- Nie znaleźliśmy niczego, co mogło być przyczyną takiej paniki. Trochę przy wirówkach oczyszczalni "Spomleku” śmierdzi osad, ale nie jest to jakiś powód do alarmu - Edward Dec, kierownik bialskiej delegatury Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska, informuje, że kontrolerzy nie stwierdzili żadnych awarii.
Dodaje, że w przypadku powtarzania się tego odoru, będzie większy problem. Sanepid zapowiada czujność.
Edward Bajko, prezes "Spomleku”, zaprzecza, aby cokolwiek złego stało się w jego mleczarni. - Nie było żadnej awarii w naszym zakładzie i w naszej oczyszczalni. Przykry odór leciał od sąsiadów. W nocy to sprawdzałem. Ale nie było żadnego zagrożenia - zaznacza.
Tymczasem Mirosław Kułak, prezes PUK, stanowczo oświadcza, że fatalny zapach nie pochodził z miejskiej oczyszczalni. - Żadnego kataklizmu nie było. W naszej oczyszczalni nie zdarzyła się awaria - podkreśla Kułak.