Rolnicy z wielu gmin narzekają, bo na podtopionych łąkach zgniły trawy i skoszone siano. Hodowcy nie mają paszy dla bydła. Opady zniszczyły uprawy rumianku i innych ziół.
Mieszkający w tej samej gminie Roman Michałowski, sołtys Styrzyńca, przyznaje, że kiedy przypłynęła brudna, zgniła woda nawet bobry się wyniosły z łąk.
- Prawie 30 bobrów uciekło z naszych terenów. Nic dziwnego. 2 ha mojej łąki pokrywa czerwone i brązowe błoto. Jeszcze gorzej ma sąsiad, który wykosił 10 ha łąki i całe siano zgniło - mówi sołtys, który wraz urzędnikami wypełnia przysłane z gmin wnioski dotyczące strat.
- W krytycznej sytuacji są hodowcy bydła. Siano zgniło niemal zupełnie. Podpowiadam rolnikom, aby zasiali poplony i robili sianokiszonki - mówi Waldemar Danieluk, kierownik referatu rolnictwa bialskiego Urzędu Gminy, który potwierdza, że najgorsza jest sytuacja w dolinach rzek Krzna i Żarnica.
Marian Lipka, prezes Spółdzielni Mleczarskiej w Białej Podlaskiej, przyznaje, że dostawcy z sześciu gmin mają podtopione łąki i pastwiska. Do mleczarni trafiają mniejsze ilości mleka. Na dodatek hodowcy obawiają się inwazji meszek, które będą atakować bydło na terenach, gdzie wysychają gnijące trawy. Konieczna będzie rekultywacja wielu łąk.
- Niektóre uprawy zniszczone są w 70 proc. Najbardziej ucierpieli plantatorzy rumianku, bo deszcz zupełnie zniszczył rośliny - mówi Piotr Dragan, wójt Wisznic, w którego gminie ponad 200 gospodarstw dotknęła klęska. - We wtorek skończyłem zbieranie wstępnych informacji o zniszczeniach spowodowanych podtopieniami i opadami. Wystąpiłem do Urzędu Wojewódzkiego o powołanie komisji określającej te straty.
Tymczasem Genowefa Tokarska, wojewoda lubelska, nie otrzymała z budżetu państwa żadnych pieniędzy na pomoc rolnikom poszkodowanym wskutek podtopień łąk i pól. Wojewoda przyznaje, że ma sygnały o dużych zniszczeniach nad Bugiem - od Dołhobyczowa po Janów Podlaski oraz obok Radzynia Podlaskiego zostało zalanych około 1000 ha łąk.