Z szesnastu lekarzy, którzy deklarowali, że jeśli nie dostaną podwyżek, to zwolnią się z pracy, żaden nie złożył wypowiedzenia. Za 24-godzinny dyżur ratownicy chcieli blisko 2 tys. zł.
Finansowe roszczenia i lista zarzutów do kierownictwa Stacji Ratownictwa Medycznego znalazły się w piśmie adresowanym do Tomasza Kazimierczaka, dyrektora placówki. Dwa tygodnie temu lekarze zagrozili, że jeśli ich oczekiwania płacowe nie zostaną spełnione, to będą pracować tylko do 23 lutego.
Kazimierczak był przygotowany na to, że część lekarzy zdecyduje się rozwiązać umowy. Braki kadrowe zamierzał uzupełnić osobami, które odpowiedziały na ogłoszenie o pracę w chełmskich pogotowiu.
Dyrektor odpiera też zarzuty o "urągające ludzkiej godności warunki socjalne” w siedzibie straży pożarnej, gdzie stacjonuje jedna ze specjalistycznych karetek. Wbrew oczekiwaniom lekarzy, nie zamierza przenosić zespołu z ul. Wyszyńskiego do bazy przy ul. Rejowieckiej. Jak tłumaczy, karetki po to zostały rozrzucone po mieście, aby czas dojazdu do potrzebujących był jak najkrótszy.