- Nigdy nie dostałam decyzji sanepidu nakazującej zamknięcie prowadzonego przeze mnie laboratorium jak twierdzi Urząd Marszałkowski - oburza się Beata Olesiejuk, właścicielka firmy Multilab, która prowadziła laboratorium w dawnym szpitalu kolejowym.
- Przez 8 lat prowadziłam laboratorium w szpitalu kolejowym i od 16 lat w szpitalu w Lubartowie. Nigdy nie miałam żadnych problemów z sanepidem. Chodziło o dostosowanie pomieszczeń do obowiązujących przepisów - przekonuje Olesiejuk.
- Rzeczywiście chodziło o decyzję nakazującą dostosowanie laboratorium do wymogów rozporządzenia - przyznaje Beata Górka, rzecznik marszałka. - Jej niewykonanie skutkowałoby zamknięciem laboratorium - dodaje rzeczniczka i powołuje się na decyzję sanepidu z 22 lipca ub. r.
Sanepid nakazał wówczas zapewnienie takiej powierzchni mebli, wyposażenia i armatury sanitarnej, która umożliwiałaby ich mycie i dezynfekcję, a także czyste i gładkie ściany w pomieszczeniach zajmowanych przez laboratorium.
Brak laboratorium to obok braku całodobowej opieki lekarskiej i wystarczającej liczby anestezjologów to największe problemy z jakimi muszą się mierzyć lekarze ze szpitala przy ul. Kruczkowskiego po tym jak został on połączony z SPSW im. Jana Bożego. Wszystkie problemy placówki jej pracownicy skrupulatnie wyliczyli w piśmie do marszałka. Ten jednak - jak pisaliśmy wczoraj - nie zamierza interweniować.
Protest lekarzy poparła Lubelska Izba Lekarska, która zwróciła się z prośbą o interwencję do ministra zdrowia.