Mieszkańcy Pokrówki mają nadzieję, że będą już spać spokojnie. Chełmscy policjanci po blisko czterech miesiącach intensywnego śledztwa ujęli podpalacza. Stało się to chwilę po tym, jak po raz kolejny podłożył ogień pod zamieszkany budynek.
mu o skuteczność i szybki efekt. Przeszedł sam siebie, podpalając pogeesowski magazyn dokładnie naprzeciwko budynku Urzędu Gminy. Słup ognia odbijał się w jego szybach.
Położony na uboczu drewniany dom Mirosława Jakubca po raz pierwszy stanął w ogniu 23 lipca. Gospodarz właśnie zdążył go osuszyć i dzięki pomocy gminy i sąsiadów przykryć nowym dachem. Tymczasem po raz kolejny, 24 października wieczorem, wykurzył go z niego gryzący dym i trzask palących się belek.
- Pobiegłem do sąsiada, by wezwał straż pożarną - mówi Jakubiec.
- On sam wrócił ze mną z gaśnicą. Zanim przyjechali strażacy wspólnymi siłami udało nam się już niemal stłumić ogień.
Tym razem zaalarmowani także policjanci przywieźli na miejsce pożaru psa tropiącego, a ten doprowadził ich prosto do Mirosława G.
- To był dziwny człowiek - mówi sąsiad Jakubca Czesław Szczypek. - Chodził, jakby kij połknął, z głową zadartą w górę. Tak jakby chciał uniknąć kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi.
Chełmscy policjanci już po pierwszych pożarach wytypowali podpalacza. Skupili się na mężczyźnie, któremu w połowie lat 90. udowodnili serię podpaleń w gminach Dubienka, skąd pochodził, i Białopole. Problemem było natomiast zebranie przygważdżającego go materiału dowodowego. Tym bardziej że Mirosław G., pomimo swego upośledzenia umysłowego wykazywał niebywały spryt i umiejętność zacierania śladów. Po odbyciu kary za pierwszą serię podpaleń nie chciał on wracać do Dubienki. Obawiał się, że tamtejsi mieszkańcy przypisywaliby mu każdy pożar, choćby od pioruna. Wylądował w chełmskim Markocie, skąd zarekomendowano go do pracy w firmie mającej siedzibę w Pokrówce. Miejsce, w którym mieszkał, było oddalone o rzut kamieniem od budynków, które podpalił. •