- Na odstraszanie kawek zezwolił nam generalny dyrektor ochrony środowiska, a na przepędzanie gawronów jego regionalny odpowiednik z Lublina - mówi Waldemar Kononiuk z Wydziału Inwestycji i Gospodarki Mieniem UM we Włodawie. - Oba te zezwolenia przedłużono nam do końca 2019 r.
Ptaki odstraszane są metodą biosoniczną. Specjalne urządzenia emitują dźwięki o odpowiednim natężeniu i częstotliwości, jakie wydają drapieżniki, na przykład orły i jastrzębie.
- Od kiedy na drzewach zainstalowano urządzenia, ptaków w parku jest mniej - mówi włodawianka Marzena Kuszpa. - No i dobrze, bo przecież nie chodzi o to, aby je całkiem wyrzucić, ale by stały się mniej dokuczliwe.
Za wykorzystywaną aparaturę miasto zapłaciło 9,6 tys. zł. Zainstalowali ją specjaliści z firmy z Bydgoszczy.
Sposobem na pozbycie się uciążliwych ptaków miało być także zrzucanie z drzew ich gniazd. - W ubiegłym roku zrzuciliśmy wszystkie - mówi Kononiuk. - Ledwo się obejrzeliśmy, a ptaki szybko je odbudowały i to z tych zniszczonych. Tym razem chcemy się skoncentrować jedynie na gniazdach znajdujących się na drzewach rosnących wzdłuż ścieżek i alejek. Te zrzucone natychmiast usuniemy z parku, by ptaki nie mogły z nich znów budować.
Park, o który włodawianie walczą z ptakami, to teren o powierzchni 3,5 hektara. Zanim w czasie II wojny światowej do miasta weszli Niemcy, znajdował się tam czynny cmentarz żydowski. Naziści zniwelowali go dosłownie do ostatniego grobowca. Mieszkańcy miasta uważają, że z tego powodu temu miejscu należy się większe poszanowanie, niż zwykłemu parkowi.