Od 20 godzin czekam na odprawę w Jagodzinie i kolejka ani drgnie. Jeśli Ukraińcy kogoś przepuszczą, to tylko za łapówkę! – zaalarmowali nas Czytelnicy, którzy mieli problemy z powrotem do Polski na długi weekend.
– W czwartek wieczorem miałem w kolejce do terminalu 260 numerek, a po 14 godzinach przyznali mi numer... 270 – żalił się inny rozmówca. – Na naszych oczach jacyś ludzie o "byczych” karkach co raz pilotują samochody do odprawy poza kolejką. Nie za darmo: żądają za "usługę” nawet 800 hrywien (ok. 307 zł – red.). Ja nie mam już tylu pieniędzy! Nie jestem przemytnikiem!
O pomoc apelował też chory na cukrzycę mężczyzna, który nie zabrał ze sobą dużego zapasu insuliny. Nie miał też na łapówkę. – I co ja mam teraz zrobić – żalił się przez telefon. – Z każdą chwilą czuję się gorzej.
Ludzie opowiadali, że w Jagodzinie kolejki były zawsze. Zawsze też były łapówki. Ale nigdy o takim nasileniu, jak przed majowym weekendem.
– 600-800 hrywien żąda "mafioso”, który doholuje cię poza kolejką do terminala – wyliczał nam tkwiący na granicy chełmianin. – Potem trzeba dać 30-50 hrywien celnikowi, pogranicznikowi, a jak pojawi się tzw. grupa mobilna, to też z pustymi rękami nie odjadą…
Anastazja Kinderska z Konsulatu Generalnego Ukrainy w Polsce twierdzi, że ostatnio nie dotarły do niej żadne skargi na pracę ukraińskich służb granicznych.
– Nie mamy bezpośredniego wpływu na jakość i styl pracy naszych celników czy pograniczników – zastrzega się. – Jeśli podróżni poczuli się pokrzywdzeni, to przecież mogli w tej sprawie poskarżyć się do kierownika przejścia albo komendanta placówki.
Ale nie jest to takie proste. – Rzecz w tym, że takie skargi nie mogą być anonimowe – mówi ppłk Andrzej Wójcik, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. – Muszą zawierać konkretny opis nagannej sytuacji. W przeciwnym razie Ukraińcy nie będą mieć podstaw, aby wszczynać jakąkolwiek interwencję.
Podróżni boją się składać oficjalne skargi. – Musiałbym mieć pewność, że ukraińscy celnicy nie dzielą się łapówkami ze swoimi szefami. A takiej pewności nie mam – mówi nam chełmski przedsiębiorca.
Informacjami z granicy podzieliliśmy się z Włodzimierzem Stańczykiem, dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
– Pani wojewoda zobowiązała mnie do rozpoznania sytuacji – mówi dyrektor. – Z moich dotychczasowych ustaleń wynika, że zjawisko przetrzymywania polskich podróżnych w kolejkach, jak również wymuszania haraczy, rzeczywiście ma miejsce. Wojewoda poruszy ten problem podczas najbliższych spotkań z naszymi ukraińskimi partnerami.
ZETKNĄŁEŚ SIĘ Z ŁAPOWNICTWEM NA GRANICY? PODYSKUTUJ NA FORUM